poniedziałek, 20 stycznia 2020

Bardzo zielone mydło

Już dawno zostało zmydlone, ale było takie cudowne - muszę sobie powspominać. Zrobiłam kiedyś mocno zielone mydło. Idea była w sumie przyziemna: zostało mi z lata trochę suszonych ziółek, które leżały bezczynnie. Akurat takie ogony, których nie zużyłam do końca, albo w ogóle miałam ich znikome ilości, przyniesione gdzieś ze spaceru i zasuszone. Wreszcie zebrałam się w sobie, zrobiłam z nich macerat (starą metodą, zalać w słoiczku olejem i grzać kilka godzin w piekarniku w 60 stopniach), a następnie poczyniłam mydło.

Co ja tutaj namieszałam:

200 g oleju kokosowego
100 g masła kakaowego
150 g masła shea
350 g oleju słonecznikowego wysokooleinowego (HOSO)
150 g oleju ryżowego
50 g oleju rycynowego
300 g wody
131,75 g NaOH

I sposób wykonania:

Olej słonecznikowy był to właśnie mój macerat na ziołach. Konkretnie wsypałam do niego po garstce nostrzyku, chmielu, nawłoci, krwawnika, koniczyny, stokrotki i kocanek.
Do ługu dodałam 0,8 g jedwabiu kukurydzianego (suszonych i drobno pokrojonych znamion kukurydzy)
Dla koloru do budyniu wsypałam łyżkę sproszkowanej spiruliny, zalanej odrobiną wody.
Mydło robiłam na gorąco.
Po zmydleniu dodałam łyżkę jogurtu i łyżkę miodu do masy.
Do tego olejki eteryczne: lawenda, kajeput i odrobina may-chang.

No, cudo wyszło. Poleżakowało sobie przyzwoicie, kilka miesięcy. Robiłam je w styczniu 2019, a ostatnia kostka została zużyta chyba pod koniec lata, jeśli nie jesienią. Spirulina dała ładną, całkiem intensywną i ciemną zieleń, która nieźle się przechowała przez cały ten czas, a i zapach wyszedł wyjątkowo przyjemny. Kajeput okazał się ciekawym olejkiem, i dobrze sprawdził w tej mieszance.

Moje mydło "Letnia łąka" - parę zdjęć roboczych. Zdaje się, że się nie załapało na poważną sesję zdjęciową, a szkoda!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz