wtorek, 6 listopada 2012

Każdy bzik od czegoś się zaczyna

Z tym robótkowaniem było tak, że wiele, wiele lat zajmowałam się zupełnie innymi rzeczami i ani myślałam brać się za nici, igły czy szydełka. Nie było mi to potrzebne do szczęścia i już. Szkoła, studia, potem praca - mnóstwo spraw. Aż przyszedł taki moment, że miałam dość. Pojechałam na urlop, i - dookoła przepiękne stare miasteczko, jezioro pod nosem, wspaniała pogoda, cieplutko - a ja jedną nogą w biurze. Chciałam znaleźć sobie coś fajnego do roboty. Jeden warunek: to nie może przypominać klepania w komputer. I przy najbliższej okazji zaopatrzyłam się w kordonek, szydełko i pisemko z wzorami.

Jak sobie przypomnę moją pierwszą serwetkę, śmiać mi się chce. Tak ściągałam oczka łańcuszka, że wszystko było pokrzywione. W ogóle ściągałam wszystko. A najlepszy numer to był z oczkami ścisłymi. Co ja się nakombinowałam, zanim doczytałam się, że obecnie w gazetkach terminem "oczko ścisłe" określa się to, co dla mnie od dziecka było półsłupkiem. Musiałam pruć i jeszcze raz robić, ale przynajmniej wzór zaczął jakoś wyglądać. Kordonek chyba do tej pory mi został, taki gruby, kablowaty. No ale powstała jedna serwetka, potem druga, w kącie rosła kolekcja pisemek. Tę kolekcję później uszczupliłam, bo nie było gdzie trzymać. Niektórych numerów żałuję, ale po latach nawet nie wiem, w czyje ręce trafiły. Nie na makulaturę w każdym razie, o nie!

Najciekawszym czasopismem była "Anna". Bardzo żałuję, że kilka lat temu ją zlikwidowano. Tam były bardzo ciekawe wzory, i przede wszystkim kursy różnych technik robótkowych. Anna nie ograniczała się do haftu krzyżykowego i szydełka. Pokazywała hafty ze Schwalm, koronki klockowe, mereżki, różności. Okienko na świat różnych prac otwierało się szerzej.

Kolejne odkrycie to były stragany z tanią książką. Są i teraz, ale już nie tak ciekawe. Otóż wtedy, pod koniec lat 90-tych, można tam było dostać starocie wydawane jeszcze w latach 80-tych. Skąd i w jaki sposób ci sprzedawcy je pozyskiwali, nie mam pojęcia, ale za grosze kupiłam mnóstwo fantastycznych książek. Czego tam nie było: szydełko, druty, makrama, tkactwo, "coś z niczego", czyli jak zagospodarować różne szpargały, które zalegają kąty, jak ponaprawiać to i owo... Ale hit absolutny to były "Zręczne ręce". Cztery książki, tłumaczone ze słowackiego, zawierające podstawy bardzo wielu technik. Do tej pory zajmują honorowe miejsce w szafce. Tam jest nawet wikliniarstwo i koronka igłowa! Cudo.

W ten sposób, metodą chomika robótkowego i sroczego wypatrywania błyskotek, dotarłam do tego, co mnie na dobre wciągnęło.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz