niedziela, 30 grudnia 2012

Zamknięte

Z powodu remanentu blog zamknięty aż do otwarcia.
Wstęp wzbroniony.
Prosimy nie przeszkadzać.
Książka skarg i wniosków dostępna u kierownika.
Zabrania się śmiać i gwizdać.

środa, 26 grudnia 2012

Prezenty, prezenty

Przed Bożym Narodzeniem miałam tak zajęte ręce, że zabrakło pary do pisania na blogu. Tym bardziej, że pewnych rzeczy nie pokazuje się przed czasem. Brałam udział w wymiance na przemiłym forum. Dostałam takie śliczności:



i szczególnie podziwiam aniołki, bo dotąd ani jednego takiego sama nie zrobiłam. Śliczne!
A sama wyprodukowałam parę gwiazdek, na przykład taką:


i poduszeczkę na igły obrębioną pętelkową koronką:


Lubię pętelki. Świetnie obrębia się nimi właśnie takie drobiazgi. Główny problem to dobrze wyliczyć ilość pętelek. Potem problem następny to cierpliwość, ale szybko się okazuje, jak bardzo ona się opłaca.

Nici - do frywolitki Ada 15, do pętelek Altin Basak 50 - jednak z równym powodzeniem używałam już naszej polskiej Ady 30, bardzo podobnej grubością.

niedziela, 16 grudnia 2012

Farbowane frywolitki

Złamałam się. Miałam oszczędzać, ale jak sobie skalkulowałam co mi się opłaca, kupiłam w hurtowni całe pudełko białej Ady 15. Już jeden motek zafarbowałam, rozdzieliwszy na pięć części. Każda w inne kolorki. Przede mną jakieś prezenty i tak sobie myślę, że będę mieć większą swobodę w doborze kolorów dla różnych osób. Te co miałam są śliczne, ale trochę mi się opatrzyły. Na razie zrobiłam trochę drobiazgów z poprzedniego farbowania:




Finał kociej historii

No i już. Cztery koty znalazły ciepłe domy. Pani Maja zadziałała niezawodnie. Najpierw dwa białe kociaki pojechały razem na Ursynów. Pięknie, będzie im razem raźniej! Potem wyprawiliśmy do Otwocka Łatkę. Żal mi było wkładać do transporterka tę kicię, bo bardzo ją polubiłam. Wszystko odbyło się bardzo szybko, trzeba było jechać, ale jeszcze zdążyłam wziąć ją na ręce, pogłaskać i powiedzieć coś ciepłego na pożegnanie. Niech jej się dobrze wiedzie u nowych ludzi. Zasługuje na to.

Za kanapą został samotny czarny kociak. On do nowego domu jechał wczoraj. Nie obeszło się bez walki. Trzeba było założyć najgrubsze rękawice, bo kot okazał hart ciała i ducha. Były wrzaski, syki, gryzienie i drapanie, i wyrywanie się ze wszystkich sił. Wreszcie udało się, zapakowałam go do transporterka i zrobiło mi się go strasznie żal. Siedziało to takie małe i nieszczęśliwe. Podejrzewam, że w nowym miejscu jeszcze długo będzie się chował i trudno go będzie oswoić. Nawet nie udało mi się go pogłaskać.

Potem posprzątałam jego kryjówkę za kanapą - i w kanapie, bo przez szparę dostawał się do środka między koce. Koce poszły do prania, a na dodatek znalazłam kilka zabawek zawleczonych tam przez małego: sznurek od dziecięcej piżamki, kawałek szeleszczącej folii, jakiś kapselek, samochodzik, i pluszową myszkę wciśniętą w najgłębszy kąt. Do pacania czy do przytulania?

Nigdy się nie dowie, że ten potwór straszliwy, który go tak ganiał i złapał, naprawdę bardzo go lubi i trochę się o niego martwi.


środa, 12 grudnia 2012

Na poziomki. Łatka i jej kocięta.

-  Pan na szyszki?
- Nie, na grzyby.
- Teraz w styczniu lepiej na poziomki.

Nieśmiertelny Kabaret Dudek.

Ech, poziomki. Dookoła jest zimno i biało, a mi się poziomki zamarzyły. Małe, czerwone poziomeczki wśród zielonych liści. Albo borówki. Liście borówek są takie gładkie, błyszczące, żywozielone, aż się stęskniłam za tym widokiem. Pozostaje zrobić zieloną bransoletkę, ze sznurkiem brązowym jak opadłe gałązki i z koralikami czerwonymi całkiem jak ten leśny drobiazg. Będzie odmiana po poważnej biało-czarnej serii.




Koty poddają się nastrojowi. Wszystkie trzy sztuki zapadły w drzemkę: nasza kocica domowa, oraz tymczasowi mieszkańcy - śliczna, łagodna Łatka i czarniutki trzymiesięczny kociak Amberek. To była historia: Łatka od jakiegoś czasu zaczęła się pojawiać u mnie na balkonie, najpierw po prostu na miseczkę jedzenia, a potem już najwyraźniej po to, żeby mi się do domu wprowadzić z rodziną. Miała trójkę niedużych, rozbrykanych i dzikich kociąt. Niezbyt się chcieliśmy na to zgodzić, bo z doświadczenia wiedzieliśmy, że jak już się u nas zjawi kot, to na zawsze. No i jednego już mamy, a tu nagle całe cztery sztuki! Zgroza.

Tymczasem ochłodziło się i z prawie 10 stopni zrobił się mróz. Jak mi się poprzednio zdawało, że Łatka przychodzi do nas z któregoś z okolicznych podwórek i ma gdzie na noc wrócić, tak mi się zdawać przestało. Kicia noce spędzała na moim balkonie, w nieużywanej kuwecie Simki. Szybko zjawił się tam kocyk na podściółkę, a potem okazało się, że nie jestem na osiedlu sama. Kocia rodzina była dokarmiana nie tylko przeze mnie, ale i przez sąsiadkę z góry. Mąż sąsiadki zrobił zwierzakom ocieplany domek, który stanął pod podjazdem dla wózków. Ja z kolei przerobiłam koci transporter na drugi ocieplany domek i postawiłam na balkonie. Koty wprowadziły się tam natychmiast. A trzecia pani z osiedla błyskawicznie zajęła się sprawą adopcji zwierzaków.

Nie mogę się oswoić z używaniem słowa "adopcja" w odniesieniu do zwierząt. Zawsze nieodmiennie wiązało mi się z adoptowaniem dzieci. Jednak zdecydowanie uważam, że jeżeli człowiek przygarnia kota (czy psa) pod dach, musi być za niego odpowiedzialny. Kot to nie rzecz ani zabawka. Musi mieć ciepły kąt, jedzenie, opiekę weterynarza w chorobie, i ludzką przyjaźń. Na całe życie, na wiele lat. Żadne wakacje czy wyjazdy nie mogą skończyć się tym, że zwierzak ląduje nie wiadomo gdzie - na ulicy, w lesie, w schronisku. Bywa, że życie nam wytnie numer, choćby pojawi się silna alergia. Trzeba wtedy po prostu znaleźć zwierzakowi nowy dom.

Dwa białe kociaki (każdy z łatką na łebku i ciemnym ogonkiem) już są w nowym miejscu i najwyraźniej świetnie się tam czują. Zaś Łatka z czarnuszkiem w tej chwili po prostu jest u mnie. Oj, działo się, działo! Zagonić tego czarnego strachulca do domu to była niemożliwość. Wreszcie (a było prawie -10 na dworze) przyuważyłam Łatkę, jak spała z małym w pudle na balkonie, i po prostu wniosłam koty z całym pudłem do środka, zanim zdążyły wyskoczyć. Byłam brutalna, obróciłam je otworem do góry, jak zaczęły się szamotać. Mały zwiał za kanapę i tam urzęduje do tej pory. Chyba pomału zaczyna się przekonywać do ludzi, nadal jednak uważa nas zasadniczo za monstra dybiące na jego młode życie. Łatka za to wyleguje się za wszystkie czasy i mruczy. Czasem wyją na siebie z Simką, ale to tylko czasem. Dogadają się.

Już jutro Łatka jedzie do nowego domu (dzięki, pani Maju, jest z pani istna błyskawica!) Pusto będzie bez niej, ale niech się jej tam dobrze żyje! To prawdziwy kot do kochania.


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ruch odchudza

Puściłam mój Kramik w ruch. To znaczy na kiermasze. I co? I schudł. Trzeba podkarmić biedaka.

Więc karmimy.

Na szaro - czerwień, hematyt i trochę metalu. Aaaaam!



Na pstrokato - czerń plus mieszanka kolorków z porcelanowym połyskiem. Aaaam!



Na bordowo - barwny sznurek i czarno-białe koraliki. Czarna lawa pośrodku. Za mamusię!


Na turkusowo - za tatusia!


Uff, chyba waga nieco podskoczyła, ale kuracji nie koniec. Dalszy ciąg nastąpi.