niedziela, 31 maja 2015

Zuzia ma dom

Udało się - łaciata kocica pojechała do domu! Zamieszkała w domku pod Warszawą. Na razie czeka ją miesięczny lub dłuższy okres, kiedy w zamknięciu będzie oswajać się z nowym miejscem. Inaczej uciekłaby przy pierwszej okazji i już się nie odnalazła. Na dodatek w obcym terenie, bez znajomych miejsc, gdzie zawsze mogła liczyć na miseczkę chrupek. Tamtejsze zwierzęta mają swobodę ruchu, koty wchodzą i wychodzą kiedy chcą, czyli zimą grzeją się w ciepełku, a latem ganiają po dworze. Do ruchliwej ulicy jest daleko, w bliskim otoczeniu są raczej mało uczęszczane uliczki. 

Na miejscu jest bardzo przymilny rudo-biały kocur, i pies, podobno wielki "witacz", który na nasze powitanie został uwiązany przy budzie. Nie było żadnego groźnego ujadania na przybyszy, tylko pisk - no spuśćże mnie wreszcie z tego łańcucha (sznurka, smyczy czy cokolwiek to było). Jednak musiał trochę poczekać. To wielkie psisko, i jakby zaczął skakać po nas na dzień dobry, zestresowana Zuzia chybaby zeszła na zawał. Także została wypuszczona w pokoju na górze, schowała się pod łóżko, i dwa dni później dowiedziałam się, że pije, korzysta z kuwety i dała się pogłaskać. Czekam na dalsze wieści.

niedziela, 17 maja 2015

Dajcie jej dom!

Post z konieczności.

Od wczoraj mój balkon okupuje Zuzia, łaciata mamusia Stokrotki i Sasanki. Śliczna trikolorka z wielkimi, żółtymi oczami. Została wysterylizowana na przełomie marca i kwietnia (znowu była kotna, a kocięta bez szans na przeżycie w tych temperaturach). Przetrzymali ją w lecznicy chyba dwa tygodnie, aż doszła do siebie na tyle, że nie strach ją było wypuścić na dwór. Jakiś czas trzymała się ode mnie z daleka, myślałam nawet, że w ogóle przeniosła się gdzie indziej po nieprzyjemnych przejściach. W końcu na sterylkę została ujęta podstępem u mnie w mieszkaniu - do środka zwabiły ją dzieci na godzinę przed wizytą pani z TOZ, która już wiozła klatkę-łapkę. Daliśmy kocicy posiedzieć pod brzegiem kanapy i uspokoić się, bo po chwili prosiła, aby ją wypuścić. A pani z TOZ-u przyszła, uklękła przy niej, zagadała, zakiciała, i już kocica ujęta wprawną ręką za fałdę na karku, z rozcapierzonymi łapami, ładowana była do transportera. Sądziłam, że tego stresu i ujmy na honorze kotka nie zapomni.

 Jednak nie uciekła z osiedla. Kręciła się trochę po balkonach sąsiedniego bloku, ale zaglądała i do mnie. Dostawała chrupek i szła sobie. A tu wczoraj coś się stało, chyba jakaś decyzja w kociej głowie zapadła czy jak. JA TU BĘDĘ MIESZKAĆ! PROSZĘ MNIE WPUŚCIĆ!

No i mam na balkonie to stworzenie. Rozmruczane, śliczne, spragnione pieszczot, miauczące do nas przez uchylone okno. Nie odważa się wejść do domu, ale też i moja rodzina, i kocie stado jest przeciwko nowemu kotu w domu. Jakiś dom dla tej pieszczochy musi się jednak znaleźć, i to jest teraz moja idee fixe. 

DOMEK DLA ZUZI, NAJLEPSZY I NATYCHMIAST!

Co ja mogę o niej powiedzieć: 

Sterylizacja - tak. 
Kocie choroby - jeszcze nie wiem. Wygląda na to, że muszę jakoś dostarczyć tę gwiazdę do weta na testy. Jeszcze nie wiem do końca jakie i za ile. Na oko jest zdrowa, futro gęste i piękne, je z apetytem. 
Stosunek do psów - no, wolne żarty, lepiej niech przed nimi ucieka, dokąd nie znajdzie się w domu. Czyli nie wiem. 
Stosunek do innych kotów - z moimi futrami się nie lubi, wyją i fukają na siebie. Wiadomo, Zuźka walczy o swoje, nie czas na sentymenty. Znowu nie wiem, jakby to wyglądało po stopniowym, mądrym wprowadzeniu w stado. 
Stosunek do kuwety - mam powody aby przypuszczać, że była domową kotką, więc jestem dobrej myśli. 
Stosunek do ludzi - aaaaabsolutnie pozytywny! 

Udostępniajcie, może znajdzie się wymarzony dom. Dogadamy się w komentarzach albo na mail. 
Najlepiej, jeśli dom byłby w Warszawie. 


"No, wpuścisz mnie wreszcie, czy nie? Miau!"


poniedziałek, 11 maja 2015

Czasami dobrze jest coś zgubić

No, zawzięłam się. Robię trzecią wprawkę w puncetto. Skoro idą mi już okienka małe, 2x2, teraz zabrałam się za większe, 3x3. Wybrałam sobie kordonek w odcieniach szmaragdowych, spakowałam do torebki i miałam zajęcie w autobusie. Trochę mam tych dojazdów w różne strony i zawsze sobie biorę jakąś pracę. Tak że jeśli w moim kochanym mieście traficie na maniaczkę plączącą nitki w środkach transportu miejskiego, to pewnie będę ja. 

No i zrobiłam ze trzy-cztery centymetry tego wzoru, a potem w domu stwierdziłam, że nie mogę znaleźć tej pracy. Wysypałam wszystko z torebki, i nic. No, nie wiem. Może mi gdzieś wypadła po drodze, choć zwykle bardzo drobiazgowo sprawdzam, czy niczego mi nie brak. 

Dziś zabrałam się za to po raz drugi, i już mam gotowy całkiem spory kawałek. Ku mojemu zdziwieniu, wychodzi mi całkiem równo, a wtedy każde okienko było inne. Węższe, szersze, różne. 


Chyba opłacało się zgubić tamtego krzywulca.

piątek, 8 maja 2015

Znowu puncetto

Tym razem króciutko. Skończyłam drugą bransoletkę puncetto, z troszkę innym wzorkiem. Wzięłam się już za trzecią, bo przydałoby się poćwiczyć większe okienka, zanim przejdę do gwiazdek, pajączków i innych takich. I mam pod górkę, bo ten kawałek, co zrobiłam do tej pory, fałduje się. Cóż, bez ćwiczenia tego nie wyprostuję. Czyli głowa do góry i jedziemy dalej...



niedziela, 3 maja 2015

Wprawki w puncetto valsesiano

Zastanawiam się, kiedy trafiłam na puncetto. Chyba w grudniu zeszłego roku. A przy jakiej okazji? Bo ja wiem? Ot, gmerałam, gmerałam... no i wygmerałam coś nowego. Coraz trudniej o takie znaleziska. Jest to igłowe. Nawet przypomina koronkę palestyńską, czyli pętelkową. Węzełki jednak wiąże się inaczej, a ścieg wychodzi bardzo gęsty, jak tkany. Można robić różne okienka i pajączki. Pikotek raczej nie. No i ma to swój urok. 

Folk Costume and Embroidery - tu jest odnośnik do dużego bloga poświęconego folklorowi Europy. O Polsce piszą tu bardzo mało i ubogo, ale to mnie nie martwi, mam lepsze źródła. Za to można tu znaleźć mnóstwo wiadomości o innych krajach, i w to mi graj. Ten wpis jest o kawałku północnych Włoch, na granicy z Francją i Szwajcarią, a konkretnie o Valsesii. W tamtejszych strojach pojawiały się dość specyficzne, gęsto robione koronki, jako wstawki w koszulach i fartuchach. Bywały białe, ale i kolorowe. 


(przykład z tego bloga)

Randa de aguja - pojawił się ten filmik, i parę innych. Ktoś się zastanawiał, czy to są pętelki? No, jednak nie. To się robi inaczej. 

Podstawy bardzo pięknie pokazane są na stronie Šitá krajka.  A jeżeli ktoś woli przynajmniej zacząć od filmu, nie od tekstu i obrazków, polecam niemiecki tutorial w kilku częściach - podaję link do pierwszej, pozostałe już łatwo jest znaleźć.

Jakie są różnice między puncetto valsesiano a koronką pętelkową? Tu i tam wystarczy igła z nitką. Jednak węzły wiązane są inaczej, mimo pozornego podobieństwa. A przy innych węzłach inaczej układa się nitka. Przy koronce pętelkowej nitka wchodzi w węzełek poziomo, wychodzi pionowo. Od razu tworzy różne łuczki i pikotki. Przy puncetto tak wchodzi, jak wychodzi poziomo. To wręcz narzuca gęstą strukturę koronki. Luzu jest właściwie tylko tyle, aby przełożyć igłę. Daje to zupełnie inny efekt. 

Wzorem w puncetto są różne oczka, pajączki i okienka, a wtedy znowu mamy zbieżność obu technik: sama koronczarka musi na wyczucie ustawić odległość między jednym a drugim węzełkiem, aby takie okienko równo wyszło, nie pościągało się ani nie rozlazło. 

Oczywiście musiałam spróbować, jak to działa. Najpierw była maciupka próbeczka, którą odłożyłam, kiedy skończyła mi się nić. Zmiana nici jest łatwa, ale wtedy nie chciało mi się doczytywać, jak się to robi. Miałam inne zajęcia. 





Wreszcie zrobiłam sobie z materiału z tej czeskiej strony drukowaną broszurę, żeby bez sensu nie latać co chwila do ekranu, i wzorując się po trosze na fejsbukowym blogu Puncetto wydłubałam już całą bransoletkę:


 A teraz mam niedokończoną podobną, niebieską, tylko okienka są inaczej poustawiane.


Jeszcze nie skończyłam. Wybieram kolor, jakim ją obrębię. Nie mogę się zdecydować. Jakiś ostry żółto-pomarańczowy, czy granat? Czarny? Coś wymyślę.

sobota, 2 maja 2015

Pozdrowienia od Sasanki

Sasanka już w lutym trafiła do nowego domu. Co jakiś czas kontaktuję się i pytam, jak się kicia miewa. Otóż nazywa się teraz Kropka, rozrabia jak pijany zając, czyli jak zdrowy kociak, o ile akurat nie przytula się i nie mruczy. Osiągnięcia w wybrykach ma znaczne. Rośnie szybko. Dostałam zdjęcia - jaki to teraz dłuuuugi kotek!




A Stokrotka nadal jest u nas. Też urosła. Nadal szukam domu. Powiem tak - są widoki. Na razie tyle.