piątek, 9 października 2015

Naalbinding, needle binding, tkanie igłą

Natrafiłam kiedyś na technikę, która mnie zupełnie zaskoczyła. Chodzi o tkanie igłą, czyli naalbinding, needle binding - różne nazwy w różnych językach. Rzecz bardzo, bardzo stara: dość dziwacznie wyglądająca skarpeta wytworzona właśnie w ten sposób została znaleziona na jakimś cmentarzysku w Egipcie, datowana jest na IV wiek naszej ery. Myślę, że w średniowieczu tkanie igłą znane było i w Polsce, ale potem zostało wyparte przez druty i zapomniane. Do dziś zajmują się nim norweskie babcie, które ponoć równie chętnie machają kościaną igłą jak drutami czy szydełkiem i robią czapki i rękawice. Zainteresowały się tym grupy rekonstruktorskie. Jak odtwarzać średniowiecze, to ze szczegółami.

Dopytałam, rozejrzałam się po sieci, znalazłam nawet u nas w Polsce sklep z różnymi takimi cudeńkami, gdzie mają również odpowiednie igły w różnych rozmiarach, ale najszybciej było kupić lody na patyku, a potem ten patyk trochę zastrugać i opiłować na końcu...



Teraz mogłam zabrać się za naukę ściegów. W sumie jak dobrze poszukać, są całkiem obfite strony o tej technice. Dla mnie najlepsza okazała się seria filmów na Youtubie, dwujęzyczna, bo po fińsku i angielsku:

https://www.youtube.com/watch?v=p7eOlUDyy1Q

Wydłubałam nawet dwie czy trzy próbki:





Spodobało mi się... a potem niestety skończyło i zostało odłożone na nie wiadomo kiedy. Przyczyna jest konkretna: brak odpowiedniej włóczki. Musiałaby to być prosta, najlepiej domowego przędzenia wełna. Nie akryl, nie co innego, a zwykła owcza wełna, taka, która potrafi się sfilcować. Chodzi o to, że na igłę można nawlec tylko pewien odcinek nici, który starcza zaledwie na kilkadziesiąt oczek, a potem trzeba dołączyć nową nić. To się robi filcując końce. Wiązanie węzełków absolutnie się nie sprawdza. Nie mam teraz takiej wełny. Kto wie, może kiedyś albo kupię, albo sobie sama uprzędę. W końcu tak jak igłę zrobiłam z patyka do lodów, wrzeciono byłabym w stanie zmontować, bo ja wiem, z podstawki pod kubek i patyczka od pędzelka. Tylko kiedy?

7 komentarzy:

  1. Ciekawy pomysł. Aż ma się ochotę spróbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam :) Tylko rzeczywiście najpierw trzeba zdobyć skądś wełnę, inaczej skończy się na dwóch - trzech próbkach ściegów. Tych supłów i końców wychodzi zbyt wiele, są widoczne, nie ma jak tego schować. Bardzo bym chciała mieć pod ręką odpowiedni surowiec. Igły czekają.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa technika. Będę musiała o niej doczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Możesz podać nazwę tego sklepu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo: http://www.dlarekonstruktorow.pl/index.php?d=szukaj&szukaj=ig%C5%82a&x=0&y=0&szukaj_opis=1 :)

      Usuń
  4. Hej, z tej strony rekonstruktorka :) Trochę się namachałam igłą, więc pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze.
    Co do supłów - można sobie z nimi poradzić, ja po prostu przeciągałam na lewą stronę szydełkiem. Z wełną faktycznie jest problem, ja miałam swojego sprawdzonego sprzedawcę we Wrocławiu, a czasem da radę upolować na góralskich stoiskach - tych co stoją przy dworcach, czasem się trafiają na eko-jarmarkach itp. Ewentualnie pasmanterie on-line. Pozdrawiam i życzę dużo satysfakcji z rękodzieła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Na razie niezbyt daleko zawędrowałam, bo wciąż coś innego mam w rękach, ale znalazłam wełnę. Śliczną, mięciutką, i pięknie się filcuje. Mogę wreszcie pomyśleć o zrobieniu czegoś pożytecznego, a nie tylko próbek. Gdybym tylko jeszcze nauczyła się, jak się odwraca pracę, bo widziałam tylko pracę w kółku. Właśnie zaglądam na Twojego bloga - dziękuję za niego!

      Usuń