Oto Kubuś.
Kubuś powstał, jak sądzę, gdzieś koło trzydziestego listopada minionego roku. Cztery dni dojrzewał, karmiony żytnią mąką razową, a trzeciego grudnia przyszła pora, aby upiec chleb. Wybrałam przepis, w którym było dużo mąki z pełnego przemiału, mieszanej z mąką 750, czyli też dość treściwą.
Chleb wyszedł ciężkawy, z nutką goryczy, ale ta skórka! To wypieczenie! I mimo wszystko został zjedzony w try miga, i trzeba było piec kolejny.
Kiedy i tamten został zjedzony, rozejrzałam się po przepisach, bo to nie do końca był mój ideał. Wybór padł na chleb pszenny na żytnim zakwasie. Dla odmiany trzeba było użyć mąki lekkiej, typ 450 lub 550.
Rewelacja. Absolutna. Wkrótce musiałam powtórzyć pieczenie...
A potem znowu, i znowu!
Ten tutaj dopiekał się przy noworocznych fajerwerkach. Większy bochenek powędrował w gości. Usłyszałam, że obdarowanym przypomniało się dzieciństwo i chleb pieczony w rodzinnym domu dawno, dawno temu.
A że mniejszy bochenek też już nam się kończy, a jutro trzeba robić kanapki do szkoły, to...
Trochę konkretów zatem. Kubuś jest zakwasem żytnim, wyhodowanym przeze mnie od zera, według wskazówek z grupy Piekarnicza Brać. Metod na zakwas jest bardzo wiele, sposobów postępowania z gotowym już zakwasem jeszcze więcej. Właściwie jest to cała dziedzina wiedzy, piekarskie wtajemniczenie. Co podejmę decyzję, że nareszcie wsadzę mój zakwas do lodówki i będę go wyjmować i dokarmiać tylko przed pieczeniem, okazuje się, że znowu trzeba piec, więc Kubuś stoi na wierzchu. Co wieczór jest dokarmiany 100 gramami mąki razowej żytniej i 100 gramami wody, przyrasta więc nieco szybciej, niż jest zużywany do chleba. Z tej przyczyny część trafiła do krewnych i znajomych, a część (chlip-chlip) do zlewu. No i znowu mam go prawie pełen słój, a trzeba pamiętać, że zakwas po każdym dokarmianiu produkuje mnóstwo bąbelków i rośnie.
Na Piekarniczej Braci krąży od człowieka do człowieka zakwas-legenda, zakwas - matka pięknych chlebów. Zyskał imię Leon. Dumnie, prawda? A ten mój... regularnie wybiera się na wędrówki ze słoika. Co ja się go już naścierałam i nazbierałam. A od czasu do czasu trąci wódeczką. Ja go wódką nie podkarmiam, słowo daję! W związku z tym na cześć Homo Bimbrownikusa, Konana Destylatora, Jakuba Wędrowycza - nazwany został Kubusiem.
Nowy chleb już stygnie, wyjęty z pieca. Kubuś rośnie w słoiku.
Chlebuś wygląda smakowicie!! Nie dziw, że znika w szalonym tępie.
OdpowiedzUsuńBardzo smakowicie wygląda !
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego w Nowym Roku :)