sobota, 14 maja 2016

A gdyby tak sobie coś zamieszać...

Trochę milczałam na blogu. Powiem tak: zniosło mnie i dryfuję. Jakby mało było prac, które mam w rękach, zabrałam się za kolejne, zupełnie z innej dziedziny. Wyobraźcie sobie taką sytuację: siedzicie sobie w autobusie, poczekalni, czy u siebie na kanapie. W ręku igła / druty / czółenko (niepotrzebne skreślić). Czółenko się ślizga, druty są niesforne, bo czujecie, że skóra na rękach jest sucha jak pieprz. Po każdym myciu garów - jakby kto talkiem posypał. A na stopach skóra rogowacieje jak nigdy w życiu. Tarka się robi taka, że zahacza o rajstopy. Szorujemy cierpliwie pumeksem, ale do licha, coś tu nie gra!

Tymczasem na Fejsie towarzystwo podrzuca coraz to nowe linki. 95% z tych nierobótkowych to krótkie przyjemności lub nieprzyjemności: zobaczyć - uśmiać się - zapomnieć. Ale te pozostałe, hmm... Zioła. Jakieś różdżkarstwo. No, bez przesady, w to się bawić nie będę. Leczenie paskudnych chorób ziołami, których i tak w życiu nie rozpoznam. Przykro mi, mieszkam w Warszawie i sobie nie pozbieram. Ale tu, o, całkiem sensowny przepis na własnej roboty pastę do szorowania kuchni, albo własny krem do rąk czy coś... Jedendrugi konkretny, obfity i rzeczowy blog zielarski. A potem trzeci, piąty i dziesiąty... Tak się temu przyglądałam, kombinowałam, aż nabyłam całe pudło chemikaliów (dziewięć kilo!) i zaczęłam mieszać.


Co to za proszki: soda oczyszczona na kilogramy, soda kalcynowana, boraks, kwas cytrynowy, mydło w proszku (tu może przesadziłam, powinnam zużyć własne ścinki szarego mydła), soda kaustyczna. I jeszcze jakaś jedna czy druga substancja. Do kompletu wliczmy ocet, który ostatnio idzie u mnie w domu litrami, i kilka olejków eterycznych. Tych chciałabym jeszcze kilka, ale na dobry początek niech będą te.

No i książka, która niedawno wyszła:



Wciągnęło mnie. W tej chwili mam już niezłą garść własnych specyfików do sprzątania domu. Na pierwszy ogień poszedł sprej octowy z lawendą (olejku cytrynowego na razie nie mam) do czyszczenia i odkażania wszystkiego. Następnie zamieszałam pastę do czyszczenia kuchni i łazienki, która ma skład banalny: szare mydło, soda oczyszczona, woda i olejek zapachowy (u mnie drzewo herbaciane i trochę lawendy). Mam też płyn do mycia podłogi w kuchni oraz proszek do prania. Za płyn do płukania od jakiegoś czasu służy ocet. Sklepową chemię zużywam pomalutku do wyczerpania zapasów. Już mężowi zapowiedziałam, że nie będę prosić o płyny do prania. Siedemdziesiąt złotych zostanie w kieszeni.


Cóż mogę o tym powiedzieć:
  • Pastę do mycia zlewów i wanien kocham. Jest cudna. Jeśli coś jest mocno zatłuszczone, pewnie lepiej się wspomóc gorącą wodą, w skrajnym przypadku Cifem, którego mam niezużytą butelkę, a może dwie. Generalnie jednak czyści pięknie. Skład ma tak prosty, że nie waham się użyć jej nawet do garnków, bo czym miałabym się otruć? Domyłam na przykład osad na dnie po robieniu popcornu - na błysk! 
  • Sprej octowy też jest świetny. Nareszcie zszedł osad z kamienia na wszystkich kranach i zlewach. Tak samo odżyła suszarka do naczyń - ta tacka na wodę była zaleziona niemożliwie, a teraz lśni. Spsikuję nim różne różności. Jest odkażający, więc na przykład używam go do czyszczenia kosza na śmieci i całej szafki, w której stoi. Przy okazji ta pomarańczowa butla ma regulowany sprej - zależnie jak się przykręci końcówkę, pryska strumieniem albo mgiełką. 
  • Płyn do podłóg - zrobiłam inaczej niż  w książce, tzn. skoncentrowany, do rozcieńczania. Fajny jest i nie boję się go tak jak Domestosa. 
  • Proszek do prania - też OK :) 
  • Dezodorant do dywanów - o tak, jest coś takiego, w końcu dywany potrafią złapać nieprzyjemny zapach. Mnie nie chodziło akurat o to, a o buty kogoś z domowników. Oj, wonne były. Lekarstwo jest proste: weź słoiczek, może być malutki. W pokrywce wybij dziurki gwoździem, jak w solniczce. Nasyp sody oczyszczonej. Możesz do niej kapnąć kilka kropelek olejku zapachowego, jeśli masz ochotę, i dobrze wstrząsnąć, żeby się wymieszało. Nasyp do butów i zostaw na noc (albo: posyp dywan dokładnie po całej powierzchni i zostaw na noc). Rano buty wytrząśnij porządnie, a dywan dokładnie odkurz. To działa!
  • Jedyne, co mi nie wychodzi, to zmywanie naczyń. Próbowałam metodą Ewy z Zielonego Zagonka: w jednej komorze zlewu gorąca woda z sodą, w drugiej woda z octem do płukania, i posortować naczynia od najczystszych do najbrudniejszych i zatłuszczonych. Niestety wychodziły tłuste. Na razie pozostaję przy płynie do mycia. Natomiast samo płukanie w wodzie z octem sprawdza się świetnie. Naczynia lśnią.
Fabryczne zapachy sklepowej chemii coraz mocniej mi przeszkadzają. Pewnie pomału zużyję to co mi zalega w domu, choć może oddam, a nuż się komuś przyda?


2 komentarze: