Udało się - łaciata kocica pojechała do domu! Zamieszkała w domku pod Warszawą. Na razie czeka ją miesięczny lub dłuższy okres, kiedy w zamknięciu będzie oswajać się z nowym miejscem. Inaczej uciekłaby przy pierwszej okazji i już się nie odnalazła. Na dodatek w obcym terenie, bez znajomych miejsc, gdzie zawsze mogła liczyć na miseczkę chrupek. Tamtejsze zwierzęta mają swobodę ruchu, koty wchodzą i wychodzą kiedy chcą, czyli zimą grzeją się w ciepełku, a latem ganiają po dworze. Do ruchliwej ulicy jest daleko, w bliskim otoczeniu są raczej mało uczęszczane uliczki.
Na miejscu jest bardzo przymilny rudo-biały kocur, i pies, podobno wielki "witacz", który na nasze powitanie został uwiązany przy budzie. Nie było żadnego groźnego ujadania na przybyszy, tylko pisk - no spuśćże mnie wreszcie z tego łańcucha (sznurka, smyczy czy cokolwiek to było). Jednak musiał trochę poczekać. To wielkie psisko, i jakby zaczął skakać po nas na dzień dobry, zestresowana Zuzia chybaby zeszła na zawał. Także została wypuszczona w pokoju na górze, schowała się pod łóżko, i dwa dni później dowiedziałam się, że pije, korzysta z kuwety i dała się pogłaskać. Czekam na dalsze wieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz