piątek, 27 stycznia 2017

Mydło Aleppo, czyli realizacja planów

Jak sobie przez pół roku poczytałam i nagadałam się z ludźmi na grupie mydlarskiej, to mi urosła sterta planów, czyli mydełek, które bardzo chcę własnoręcznie zrobić chociaż raz. Obecnie na tej liście na pewno jest:

  • savon noir,
  • mydło gospodarcze kokosowe,
  • jakieś mydło z wzorkami, swirlami czy coś,
  • mydełko różane (akurat tu nie planuję cudów - chciałabym uzyskać delikatny, słodki kolorek i przyjemny zapach),
  • ewentualnie w przyszłości mydło borowinowe,
  • i być może dziegciowe, choć to już sztuka dla sztuki, bo nie mam w rodzinie osób, które by go nagle potrzebowały. Czyli eksperyment dla eksperymentu.
  • A może spróbować od zera zrobić przezroczystą bazę glicerynową?

Wyprawiwszy dzieciaki do szkoły po przerwie świątecznej, zabrałam się za realizację dwóch punktów tego planu, mianowicie mydła oliwkowego z olejem laurowym, i drugiego, na kozim mleku.

Olej laurowy, całe 200g, czekał na mnie już chyba od miesiąca i nadawał aromat szafce w kuchni. No tak - liczyłam na to, że będzie gęsty, a tu chyba za ciepło mu się zrobiło, bo mi chlapnął, jak chciałam go otworzyć.  Zebrałam co mogłam, ale i tak coś tam spłynęło po pokrywce na półkę. Pachnie bardzo mocno ziołami. Niektórzy mówią, że zupą, ale to nie całkiem tak. W każdym razie w takim stężeniu go nie lubię.

Poczytałam sobie o mydłach Aleppo i zdecydowałam, że dam tego oleju do mydła 10%. Tyle wystarczy, jeśli nie ma się problemów dermatologicznych. W sumie mogłabym nawet dać do 20%, i kto wie, może tak zrobię z resztką tej porcji. Nie będzie wiele tego mydła, bo tam już raczej nie ma pełnych 100 g. Mam nadzieję, że mikser sobie poradzi z rozmieszaniem tak małej ilości masy, albo... albo zamiast dwulitrowego garnka użyję miarki z węższym dnem. O tak.

Nieszczęsne Aleppo, miasto-widmo, zrujnowane jak Warszawa w czterdziestym piątym... Piękne miasto, kochane przez ludzi, którzy tam mieszkali choć przez trochę... Zawsze o nim pamiętam, kiedy mydlarze biorą się za olej laurowy. Taki detal. Tradycje mydlarskie były tam od starożytności. Robiono mydła na oliwie, aż ktoś dodał olej z owocków lauru, gęsty, zielony i pachnący.

Tak to się robi dziś. Znalazłam odnośniki do tego filmu chyba na stronie firmy, która sprowadza laurowe mydło do Polski. W samym Aleppo to się urwało, ale mam nadzieję, że rzemieślnicy przetrwali i odbudują firmy gdzie indziej, a kto wie, może za jakiś czas wrócą, jak zapanuje tam spokój.


Samo zrobienie mydła trudne nie było. 900 g oliwy i 100 g oleju laurowego zmieszałam w garnku i tylko podgrzałam do 40 stopni, bo przecież oba są płynne i nie trzeba nic rozpuszczać. Obliczyłam ilość NaOH w Soapcalc, wody dałam w proporcji 2:1, podobnie jak przy mydle na czystej oliwie. Uwaga na tę wodę w Soapcalc - on domyślnie wpisuje 38%, czyli bardzo dużo; tę ilość można zastosować jeśli się robi skomplikowane wzorki, lecz przy mniej wymyślnych mydłach lepiej wziąć 25-30%, a czasem nawet mniej. Zrobiłam ług, wmieszałam do tłuszczy, zmiksowałam, wstawiłam w garnek z gorącą kąpielą i zrobiłam na ciepło, a jak miało dosyć, wlałam do formy. Na drugi dzień mogłam pokroić.



Teraz suszy się na półce, i będzie się suszyć jeszcze długo. O marsylskim powiadają, że można używać po dwóch miesiącach, ale dopiero po sześciu pokazuje, co potrafi. A potrafi dużo, już się przekonałam. Mydło Aleppo powinno leżakować dziewięć miesięcy! Przez ten czas wyschnie, straci trochę na objętości i zbrązowieje po wierzchu, ale w środku zachowa zieleń.

Moje nie jest bardzo zielone. Zdjęcia nieco przekłamały kolor, ale to prawda, że ta zieleń ledwie majaczy na beżu. Może 20-procentowe będzie mieć bardziej efektowny wygląd. Pachnie bardzo delikatnie. Okrawki po pracy zebrałam i zlepiłam w duże, jajowate mydełko, które teraz leży u mnie w kuchni. Na razie nie jest wystrzałowe. Ot, mydło. Mydli się i zmywa. Ale ile ono ma - cztery tygodnie dopiero? Smarkacz, nie mydło...


A tak wygląda w tej chwili zawartość moich mydelniczek!

2 komentarze:

  1. Ja mam jeszcze parę sztuk oryginalnego. Sama jestem ciekawa, czy te mydlane manufaktury już ruszyły... W samym mieście jest ostatnio dużo spokojniej, więc być może coś się ruszyło. Aż zapytam męża :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem :) Choć może ludzie muszą się przekonać, że warto wracać, bo nikt ich za chwilę nie zbombarduje na powrót. To byłaby dobra wiadomość, gdyby znów otwierali warsztaty.

      Usuń