czwartek, 7 stycznia 2016

Tkanie na kolanie - jak to zrobić, żeby nie zwariować.

No właśnie. Krosien nie mam, a przyszedł Impuls. Tak, właśnie Impuls, który każe robić coś wbrew rozsądkowi. No więc jak tu sobie utkać szaliczek? Widziałam taki film, chyba japoński, gdzie dziewczyna tka szalik na osnowie z włóczki zamotanej wokół długiego (tak z 1 m) kawałka tektury. Miała bardzo grubą włóczkę, więc ponoć dawało się to zrobić w godzinę. I ten kolorek kawaii różowy... Ja tak dobrze nie mam. Moje zapasy są jednak sporo cieńsze niż palec.

W każdym razie naoglądałam się, naczytałam, i po krótkim namyśle zrobiłam tak: za podstawę służy mi stoliczek w stylu "śniadanie do łóżka podano". Może być i co innego, byle zmieściła się połowa długości szalika. Wzdłuż niego zamotałam osnowę (80 nici w tym przypadku) z oddzielnych kawałków włóczki, oczywiście każdy z zapasem na zawiązanie, na dodatek trzeba się liczyć z tym, że w trakcie roboty te nici trochę się skrócą.



Nie mam czółenka tkackiego (o frywolitkowym można zapomnieć), więc robię inaczej: używam szydełka tunezyjskiego. Przetykam je cierpliwie przez całą szerokość, chwytam haczykiem włóczkę i ciągnę, aż po jednej i drugiej stronie zostanie mi niewielkie uszko - po stronie kłębka tyle, aby nie ściągało roboty, a po stronie drugiej akurat, aby przewlec przez nie ostatnią, luźną nitkę osnowy, która mi je zabezpieczy przed wywlekaniem. Potem widelcem przybijam nowo przetkaną nić do reszty, i poprawiam szydełkiem, gdy je przetykam kolejny raz.





W ten sposób za każdym razem nitka wątku jest podwójna. Na pewno przyspiesza to pracę, na pewno wpływa na wygląd całości.

Aby ułatwić manewrowanie szydełkiem, pod spodem umieściłam niewielki piórniczek (akurat on mi wpadł w ręce), który unosi nici znad stolika.

Ma to wszystko swoje wady: przede wszystkim praca mimo moich starań wychodzi dość nierówno. No i jest to czaso i pracochłonne. Ale tak przecież miało być. Ludzie nie po to tworzyli wielkie warsztaty tkackie, żeby sobie pokonstruować, tylko dlatego, że utkanie kawałka czegokolwiek to była koszmarna robota. Nawet u mojej cioci Tosi w Gadce stały krosna, które w porównaniu z tym stolikiem to absolutny cud mechanizacji. No ale okolice Kołbieli to było zagłębie tkactwa. Jakież tam piękne pasiaki robiono! Jakie wzory różne, najróżniejsze!

Ależ by się staruszka ciotunia uśmiała, jakby zobaczyła ten mój wynalazek.

4 komentarze:

  1. Ty zawsze sobie wynajdziesz jakąś ciekawą robótkę;) Będę podziwiała i trzymała kciki za ukończenie.
    Pozdrawiam Agnieszko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko i córko ! To jest mistrzostwo świata , naprawdę podziwiam za pomysł i wykonanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapragnęłam takie zrobić, ale za nic nie umiem sobie wyobrazić, jak ta osnowa jest umocowana :-) Super :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osnowa jest owinięta po prostu dookoła stolika, przy niewidocznym brzegu każda z nici jest ściśle związana na kokardę. Nie jest to zbyt eleganckie, a na prawdziwym krośnie chyba przykłada się większą wagę do równego naciągnięcia wszystkich nici. Roboty z tym co niemiara, ale uzyskuje się równą tkaninę. Moja niestety była krzywa, na dodatek na odwrotnej stronie stoliczka są rozmaite wystające wihajstry, które utrudniły pracę. Pewnie lepiej sprawdziłaby się płaska deska, albo nawet kawał grubej, solidnej tektury.

      Usuń