Tak się kiedyś złożyło, że natrafiłam na akcję "Kołderek za jeden uśmiech". Wtedy miałam na koncie sporo szydełkowych serwetek i pierwsze prace czółenkowe, a haft krzyżykowy mnie nie pociągał zupełnie. Czego jednak nie robi się dla dzieci... Po kilku kwadracikach przeszperałam różne czasopisma i sieć, bo zechciałam zrobić jakiś haft dla siebie. Powstał na przykład obrazek kotka w oknie, o ile pamiętam z "Kramu z robótkami", haftowany muliną DMC:
Pięknie dopracowany schemat, kolory bez zarzutu.
Dalej trafiłam na stronę Coricamo, którą przeszukałam bardzo dokładnie. Korciły mnie górskie widoki. Nigdy nie miałam obrazów w domu, a tu mogłabym zrobić swój własny, hmm... Z masy wzorów wybrałam kilka, a potem, hi hi, jeszcze kilka. Kupowałam różnie: sam schemat, firmowy zestaw z muliną Madeira, schemat plus zestaw Ariadny. Były to głównie pejzaże: trochę gór, trochę lasów, pory roku. Ludzie mówili mi różnie: "popatrzysz sobie jeszcze, powyszywasz, to ci się gust zmieni, inni robią bardziej wysmakowane wzory". No i... parę lat minęło, a mnie się odmienić nie chce. Obrazki z Tatr i Beskidów trzymają się nieźle. Cudze góry to są cudze góry, nie nasze. I tak na pierwszy ogień poszło "Lato w Wiśle":
Tu nastąpiło wielkie "ups". Mianowicie zamówiłam schemat z zestawem mulin Ariadny (jeszcze tej starej). Wyszyłam kawałek, potem jeszcze kawałek, a potem pomyślałam sobie, że nie chcę, aby trawa była zżółkła, ziemia zgniłozielona, góry niebieskie jak niezapominajki, a chmury w dwóch odcieniach zamiast w trzech. Tego nie było na załączonym obrazku! Z którejkolwiek strony bym nie obejrzała moich mulin, nic a nic nie przypominały kolorów na wydruku! Wsypałam cały ten zestaw do ogólnego pudła z muliną, po czym je przeszperałam gruntownie i dobrałam własne kolory. Czego brakowało, uzupełniłam w pasmanterii. A więc da się uzyskać niezły efekt, tylko trzeba pokombinować samemu.
Takiego problemu nie miałam przy obrazku kota syberyjskiego. Miałam gotowy wzór, do tego wzięłam muliny DMC, i niemalże nie mam się do czego przyczepić:
Szary kolor jest stopniowany jak należy, kolory oczek też ładne. Jedyny wyjątek to kolor biały i najjaśniejszy szary, które niemal się zlewają i pyszczek wychodzi mało plastyczny. Chyba też tło na wydruku wpadało w lekki róż, ale mnie to nie przeszkadza.
Haftowałam też kilka schematów z kompletem mulin Madeiry, bo spodziewałam się, że firmowe zestawy powinny być bez zarzutu. Było z tym różnie. W części przypadków nie było się do czego przyczepić...
W "Czarze jesieni" mogli dać trochę większy kontrast barw w krzaczkach nad wodą po lewej, ale w sumie bardzo ładnie wyszedł.
Więcej problemów było z jesiennym pejzażem z mostkiem, gdzie inaczej dobrałabym niebo i wszystkie odcienie gór. Efekt wyszedł taki, że góry zlewają się z niebem, a nie powinny. Natomiast w zimowym obrazku zgrzytają mi fioletowe koleiny w śniegu. To miał być znacznie bardziej stonowany kolor. Czepiam się, wiem.
Natomiast "Górska dolina" jest moim zdaniem niedopracowana. Tu problemów był cały szereg: sama zmieniłam kolejność odcieni niebieskiego w wodzie i na górach, bo najjaśniejszy był ciemniejszy od średniego. Trawa wyszła bardziej żółta niż na obrazku, dalekie góry zamiast szare zrobiły się beżowe, tak samo kamienie. Na dodatek nie było stopniowania szarości: dwa czy trzy odcienie bardzo podobne do siebie, a potem nagle skok do bardzo ciemnego. W ten sposób dalsze górskie szczyty, które miały być plastyczne i całe pożłobione, wyszły jakieś takie niezdecydowane, do tego pokryte różowym śniegiem. Nie uwierzę, że w bogatej palecie Madeiry nie ma czystych szarości i naprawdę śnieżnej bieli.
Uparłam się mimo wszystko, że ten obrazek skończę tak jak jest. Drugim razem sięgnęłabym znowu po Ariadnę i zrobiła po swojemu.
A teraz wyszywam "Zimową rzekę", i znowu jest ten sam problem ze śniegiem. Dlaczego na obrazku jest on biały i czysto szary, a beż jest zarezerwowany dla dalekich zarośli? Dlaczego w praktyce właśnie śnieg wychodzi beżowy? Przecież potrafi być wręcz niebieskawy, kiedy odbija się w nim błękit nieba. Brązy też są słabo stopniowane: głęboka czekolada, potem coś takiego ciemnego z odcieniem zielonym (skąd ta zieleń?), a później już ciemny beż i jasny beż. Najjaśniejszy odcień beżu zresztą nie odbiega od beżowego śniegu. Przy okazji traci się kontrast z rzeką, która właśnie miała być taka brązowo-żółtawa, w odróżnieniu od bieli i szarości ośnieżonych brzegów. Nie wychodzi źle ten obrazek, ale mogło być lepiej.
Nie chce mi się snuć przypuszczeń, skąd się to bierze. Kocham te pejzaże, ale warto się poświęcić i dobrać muliny samemu.
Ja też często sama odbieram kolory, ale warto nad tym posiedzieć :)
OdpowiedzUsuń