poniedziałek, 27 października 2014

Twórcze Inspiracje / zeszyt 6/6 (listopad 2014)

Dotarły do mnie nowe "Twórcze Inspiracje". Proszą się o recenzję, i zastanawiam się, z której strony to ugryźć. Jedna rzecz, że bardzo lubię patrzeć na wszystkie te cudeńka. Druga, że sama ewentualnie zabrałabym się za zrobienie dwóch-trzech z nich. Inne albo nie sprawdziłyby się u mnie w domu, albo wolałabym je w innej wersji. A trzecia: ze mną łatwo się nie zgodzić.  Oryginał jestem i już.


No to jedziemy:

1) Bombki haftowane - mój typ to pierwsza, wyszywana cieniutką złotą nicią. I to nie do końca krzyżykami, czego w piśmie jest zawsze dość sporo, a w dużej części ściegiem za igłą. Te esy-floresy wyglądają bardzo efektownie. Druga, haftowana koralikami, jest bardziej standardowa. Ładna, ale czuję do niej mniejszą "miętę". 

2) Bombki oplatane koralikami: zastanawiam się, czy się tym nie pobawić. Nie byłoby to trudne, już trochę koralikami robiłam, a dość efektowne. 

3) Wieniec ozdobny z kwiatkami i guzikami: uczucia mam mieszane, a dlaczego, to za chwilę. Ale kwiatuszki kanzashi z szablonów ładne. Same w sobie są niezłym pomysłem na ozdobę. 

4) Kartki haftowane krzyżykiem na osikowej kanwie: może niekoniecznie wzór gwiazdek. Bardziej podoba mi się choinka, malowana jednym pociągnięciem, ale przerobiłabym jej pieniek. Ten czarny trójkątny nie pasuje do niej. To musi być ładna kanwa, ta osika: efektowna, z połyskiem. Zostawiam tę zabawę miłośniczkom kartek i wszelkich prac z papieru. Ja mam ciężką rękę do wysyłania życzeń, zawsze to u mnie kuleje, z papierem jakoś się nie kocham, nie mam sprzętu i wszystkich tych ozdóbek.

5) Bombki haftowane wstążką: bardzo ozdobne, tylko mam głupie skojarzenie: bombki wielkanocne! Te kwiatki i krągłości, ten połysk wstążeczek sprawia wcale nie zimowe, a wiosenne wrażenie. Haft wstążeczkowy - jeszcze nie próbowałam, na razie mam kilka innych prac w rękach. Jeśli będę próbować, chyba raczej wybiorę inne wzory, po prostu kwiatowe. 

Aby podsumować świąteczny temat: wszystkie te bombki widziałam sama w Ustroniu na choineczce. Podziwiałam, zrobiłam nawet zdjęcia, tylko niestety aparat zawiódł - coś mi się przestawiło i zdjęcia wyszły zupełnie nieostre. Bombki na żywo były śliczne. Niestety w mojej domowej ciasnocie nie ujdą ozdóbki inne, jak wieszane na choinkę. Żadnych na ścianę, i tym bardziej żadnych do postawienia na stole, komodzie, czymkolwiek. Czyli raczej mniejsze i lekkie. Wianuszek ozdobny odpada, te duże bombki też. Jest mnóstwo osób, których to na szczęście nie dotyczy. 

Uwaga ogólna: ja jestem taki dinozaur, który pamięta świat jeszcze z lat 70-tych i 80-tych, kiedy było ubożej i nie tak światowo jak dziś. Święty Mikołaj miał za to pastorał i mitrę biskupią, a nie czapkę z pomponem i renifery, ho-ho-ho. Nie było jakiegoś kolorystycznego kanonu Bożego Narodzenia. Pierwszy raz, kiedy zetknęłam się z oczywistym dziś zestawem czerwień - ciemna zieleń - złoto, to było w USA, gdzie pojechałam dawno temu, zaraz po maturze. Dopiero wtedy z ogromnym zdziwieniem zobaczyłam Santa Clausów pętających się stadami po centrach handlowych tuż po Wszystkich Świętych. Przez prawie dwa miesiące ze wszystkich głośników sączyły się Dżingle Bells, "I'm dreaming of the white Christmas" i inne takie. Co to jest, u wielkiej niespodziewanej, przecież miejsce kolęd jest gdzie indziej - przy wieczerzy, i potem przez cały miesiąc, aż do Gromnicznej. I to się celebrowało, były śpiewanki kolędowe w gronie bliskich. A tu - ledwie się wróciło z grobów? Za to potem "święta, święta i po świętach" - 26 grudnia ludzie wrócili do pracy, a choinki i Santa Clausy znikły jak starte ścierką z tablicy. Cóż, doczekaliśmy i tutaj.

Wieniec to też import. Nie wiem, czy w całej Polsce, ale u mnie to nie było znane. W Stanach tak, tego rodzaju ozdoby były wręcz obowiązkowe. Nie zapomnę sceny jeszcze z lat 90-tych, z pracy. Przed Bożym Narodzeniem na ścianie w recepcji zawisł potężny wieniec, ozdobiony bombkami, prezencikami, szyszkami i mnóstwem tasiemek i koralików. I któregoś dnia przyszedł listonosz, spojrzał, zastanowił się i powiedział: "O... dzień dobry... Ktoś umarł?" 

Wianki ozdobne chyba więc zostawię innym, a do bombek być może dobrałabym sobie inne kolory. Ale ta złota niteczka z pierwszego wzoru może być jak najbardziej!

6) Breloczki - to mogłoby być ciekawe zajęcie dla dzieci. Zastanawiam się, czy nie zaproponować tego w szkole, tylko zrzucić się na te plastikowe zawieszki. No nie wiem, na razie jestem w kropce, co dać dzieciakom, żeby zrobiły na choinkę. Moje dotychczasowe propozycje są jednak dla dzieci zbyt trudne i czasochłonne. 

Czy gdzieś można dostać zwykłą słomę, z jakiej kiedyś na wsiach robiło się pajączki i mnóstwo choinkowych ozdób? Czy gdzieś jeszcze jest zwykła słoma w dobie kombajnów i urobku zwijanego maszynowo w jakieś kosmiczne motki opakowane w plastik? Chyba, że wzorem znajomej kupię rolkę kwiaciarskiej wstążki polipropylenowej (pewnie wolałabym po prostu papier) i nauczę się, a potem dzieci, robienia trójwymiarowych gwiazdek, jakie kiedyś pokazywała mi mama. I może to będzie lepsze niż bombki, bo szybsze i nie tak pracochłonne.

7) Kurs haftu złotego, część 3. Oj, kusi Dorota Chmielewska! Bardzo kusi! Kto wie, może kiedyś się złamię i popełnię taką pracę, bo to piękna sztuka! Niewiele brakowało, a zapisałabym się na jej kurs w Ustroniu. Trzy plusy dla tego kursu! 

8) Bransoletka zawijana w stylu Chan Luu: bardzo ładna rzecz. Ten pomysł był dla mnie inspiracją przy długich bransoletkach, choć ja je robię inaczej. Koraliki z szeroką dziurką trzeba jednak pewniej mocować, nie na jedną niteczkę, bo będą latać we wszystkie strony. Tu jednak użyte są koraliki mniejsze i w ogóle inne. Bardzo efektowny drobiazg i łatwa robota.

9) Organizer - worek z kieszeniami. Ślicznie to wyszło. Kolory, kieszonki i w ogóle. Ech, a ja nie mam maszyny, ani wszystkich tych mat, linijek i noży do krojenia, tylko zwykłe nożyczki. Na razie szycie to moje niespełnione marzenie, a w ręce szyć niezbyt lubię, zwłaszcza większe rzeczy. 

10). Komin - zamotka. Niezbyt mnie to przekonuje. Musiałabym zrobić coś znacznie szerszego i tak zawinąć, żeby mnie nie przewiewało pod szyją. Ja jestem zmarźluch. Poza tym dobrałabym inne kolory, ale to już jest najmniejszy problem. 

11) Haft tucholski. To mi się bardzo, bardzo... Jestem w trakcie lektury "Polskich haftów i koronek", tam sobie poczytałam więcej o szkołach haftu kaszubskiego. Prawdziwa strata, że zaginęła szkoła haftu złotego, jaki był stosowany na czepcach. Cudeńka. Ileż to było pracy, a jakiej dokładnej, precyzyjnej, mistrzowskiej. Jeśli to prawda, że do takich prac dla ludności cywilnej delegowane były mniej zdolne uczennice klasztornych szkół hafciarskich, jak wyglądały te robione przez mistrzynie? 

W ogóle coraz bardziej mnie nęci haft płaski. Jeszcze nie mam odwagi się z nim zmierzyć, ale powoli, powoli... 

12) Serwetka w stylu kaszubskim - jednak nie. Ja bym to natychmiast przerobiła na haft płaski i odnalazła stare książeczki o tym hafcie. Wersja krzyżykowa mi nie odpowiada, ja chcę oryginał. 

Haftom ludowym i tradycyjnym w różnych technikach - trzy razy tak!  Może dać do wyboru wersję krzyżykową dla kochających krzyżyki, i haftem płaskim dla odważnych? On jest chyba bardziej wymagający, ale wysiłek się opłaca.

Pod koniec mamy ogłoszenie wyników konkursu na blog. Gratuluję zwyciężczyniom! Trochę szkoda, że nie miałam szans, ale walka była ostra, a blogów bardzo, bardzo wiele.

Taka bardzo, bardzo subiektywna recenzja, nawet prędzej "moje wrażenia na temat numeru". Zajrzyjcie, przejrzyjcie, zobaczcie sami, myślę, że można niejedno dla siebie znaleźć. Albo zrobić wprost ze wzoru, albo się twórczo zainspirować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz