wtorek, 7 października 2014

Pan Kotek był chory...

... i szalał, rozrabiał, wpadał we wszystkie dziury, podkradał starym zwyczajem co się da ze stołu, tylko czegoś mrużył oczko prawe i czasem kichał. Skoro mu to samo przejść nie chciało, wybrałam się z młodym do weta. Dostał antybiotyk, kropelki do oczu i zalecenie kontroli za kilka dni, a ode mnie na wszelki wypadek szlaban na spacery, bo Młode Pokolenie uczy go spacerów w szelkach i na smyczy. Pierwszy spacer to była panika i trzęsionka, ale już drugi i trzeci okazał się fascynujący do tego stopnia, że Topcio waruje a to pod drzwiami wejściowymi, a to na balkon, żeby tylko wydostać się z domu. Niedawno smyrgnął mi pod nogami późno wieczorem, jak już byłam w piżamie, i miałam do wyboru miotać się po balkonie w niekompletnym stroju albo szybko coś wymyślić. No cóż, nałożyłam żarełka na miskę, "zakiciałam" głośno, i niemalże z hukiem wpadła do domu z balkonu Simka, a Topcio za nią ostrym kłusem. Uff.

Nie wiem dokładnie, ile antybiotyku odmierzyła pani doktor pierwszym razem, ale za drugim kicio dostał porcję na 2,5 kg. Gdy go ważyliśmy w Łomnicy, wyszło 800 g, potem 1000! Całkiem niedawno wsadziłam go na wagę w domu, pokazała 1,6 kg, ale czy to było trzy tygodnie temu, czy ile, nie pamiętam. Czas tak leci. I teraz wyciągnęłam wagę, plastikową miskę, wytarowałam i wsadziłam kota na tę konstrukcję. Zanim uciekł, doczytałam się wyniku 2,3 kg. Tak urósł przez półtora miesiąca!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz