sobota, 28 czerwca 2014

Akcja UFO zakończona

To się nazywa Un-Finished Object, w skrócie UFO: prace rozpoczęte, nieskończone, zalegające gdzieś po pudełkach czy szafkach, a czasem całkiem bezczelnie gdzieś na wierzchu porastające kurzem. Dziś uroczyście wyprałam, wysuszyłam i wyprasowałam ostatniego ufoka z najnowszej serii.

Historia była taka, że po skończeniu poprzedniego haftu wzięłam na tamborek kotka przy dzbanie. Pomyślałam, że skoro dzieci lubią koty, to mojej dwójce ten obrazek się spodoba. I tu się przekonałam, że za mało cenię moje dzieci. Ich fantazja była większa. Natychmiast dokonały przeglądu pozostałych zestawów do haftu, i jedno wybrało sobie kota syberyjskiego, a drugie górską dolinę. Tak dorobiłam się trzech dobrze zagospodarowanych tamborków, trzech arkuszy kanwy i trzech zestawów mulin. Wyszły z czeluści szafy na światło dzienne, i... tak tam zostały. Na długo.

Zajęta non-stop koralikami, nie miałam czasu ani fantazji na haft. Czasem dzióbnęłam trochę tego, czasem trochę tamtego. Bukiet kwiatów w dzbanie, pod którym siedział kotek, haftował się dość opornie, nitki się plątały, i tak to utknęło. Dopiero gdzieś tak ostatniej jesieni czy zimy, po pewnym odpoczynku od koralików, przywróciłam tamborki do łask. Przykurzyły się, przybrudziły odrobinę. Czas leci. Pierwszym razem wspominałam o nich na Kuferku w lutym 2012 roku!

Pierwszy zlazł z tamborka kot syberyjski:

 

Drugi - kotek przy dzbanie:


 I wreszcie tydzień temu postawiłam ostatni krzyżyk w górskiej dolinie.  Postanowiłam jednak, że upiorę ją dopiero po warsztatach hafciarskich w szkole. Chciałam pokazać dzieciom, jak wygląda haft podczas pracy: siatka wyrysowana spieralnym flamastrem, cyferki, tamborek. Zresztą pokazałam im o wiele więcej, podobno podobało się. Wyhaftowali pierwsze serduszka na kartki na dzień taty. Zobaczymy po wakacjach, czy to był tylko chwilowy zapał, czy będą wracać do tematu.

Dziś wreszcie dolina nadaje się do pokazania ludziom, i do oprawy: 


Prawdę rzekłszy, gdybym miała jeszcze raz ją haftować, sama dobrałabym muliny Ariadny, i może lepiej by to wyszło. Niby miałam oryginalny zestaw, muliny Madeiry, ale były tam ze trzy pary kolorów, które miały być stopniowane, a naprawdę niewiele różniły się między sobą. Góry powinny być bardziej plastyczne, śnieg w cieniu wolałabym szary niż beżowy... Jednak i tak się cieszę.

4 komentarze:

  1. U mnie też często niektóre muszą się odleżeć;) Może teraz, w wakacje, skończę przynajmniej jeden z nich. Górską dolinę szyłam już dawno temu Ariadną i chyba byłam zadowolona, a może już nie pamiętam.
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz mam już na tamborku co innego, obrazek z zimową rzeką. Przy wzorze jest objaśnienie, że projektowany był na Madeirę, więc jestem dobrej myśli. Na razie ładnie to wychodzi, choć wyszywam go dopiero drugi dzień. Ciekawe, ile on posiedzi na tamborku :) Ma silną konkurencję: przygotowania do Krasnegostawu, i przede wszystkim parę nierobótkowych zleceń.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie też zalega kilka prac do skończenia. Niektóre z nich czekają na przypływ cierpliwości a inne przegrywają z konkurencją. Piękne obrazy stworzyłaś. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Agnieszko:) Mój głosik miałaś pierwszy;)
    Jeśli chodzi o bocianka, to Damian kontaktuje się z kimś z Mini Zoo, jakby co to będzie go mógł tam oddać, ale podejrzewam że przyszłoby mu to z trudem.

    OdpowiedzUsuń