czwartek, 26 czerwca 2014

Co zrobić z osami

Okazało się pewnego dnia, że mamy gniazdo os na balkonie. Stała tam stara drewniana skrzynka na narzędzia ogrodnicze. Malutka skrzynka, bo i narzędzia nieduże, prawie dziecinne. Do ewentualnego skopania mam grządkę metr na pół pod oknem. Do tego jakaś plastikowa doniczka i trochę szmatek. Wieczko nie było szczelne. Tyle osom do szczęścia wystarczyło.

Z nimi jest tak, że wczesną wiosną przylatuje królowa, znajduje odpowiednie miejsce i lepi gniazdko, w którym składa jaja. Z jaj wylęgają się larwy, potem z larw robotnice, gniazdo się rozrasta a rój jest coraz liczniejszy. Gdzieś pod koniec lipca robotnic jest już tyle, że matka nie musi latać za pożywieniem, zajmuje się wyłącznie składaniem dalszych jaj. W sierpniu co jest, dobrze wiemy: osy można znaleźć praktycznie wszędzie, pchają się drzwiami i oknami do wszystkiego co słodkie. Jakoś jesienią coś się nagle w produkcji nowych os przestawia: pojawiają się młode królowe i trutnie, odbywają lot godowy, po czym, gdy nastaną chłody, królowe zakopują się w ziemi aby przespać zimę, a cały rój ginie.

Podobają mi się osie gniazda. Są papierowe, szarawe, i takie delikatne i cienkie! A jednak podobno osi papier jest nawet wodoodporny i przetrzyma deszcz. W sumie logiczne, jak inaczej by mogły przetrwać w przyrodzie? Gdyby balkon był nam mniej potrzebny, gdyby nie dzieciaki i koty, gdyby nie regularne suszenie prania i parę innych rzeczy, które tam robimy, to kto wie, może poczekałabym na jesień, jakoś bym tych os nie drażniła, a potem miałabym gniazdko dla siebie na pamiątkę. Osy są pożyteczne. Miodu nie dają, ale tępią różne szkodniki, po trosze zapylają kwiaty, i po prostu są - po co je niszczyć?

Mieliśmy nawet taką ideę, żeby poczekać do nocy, kiedy śpią i jest zimno (oj, zimno! Taki początek lata!), a potem okleić pudło taśmą coby nie wylazły, zapakować w worek i wynieść za płot osiedla. Tam są chaszcze na uboczu, zostawić je tam razem z pudłem. Uszczknęłam z niego delikatnie ze dwie łopatki i jedne pazurki, które były na wierzchu, osy mnie nie pożądliły, a reszta zawartości - a niech im służy, co mi tam. Żaden skarb. Tylko w praktyce byłoby to bardzo trudne, bo pudło rozlatywało się i wypadało mu denko. Mogłoby się okazać, że osy dadzą nam popalić nawet w nocy, jakby cały ten interes rozpadł się przy przenoszeniu.

Nie pozostało nic innego, jak ściągnąć fachowca. Straż pożarna twierdzi, że już się tym nie zajmuje. Budynki użyteczności publicznej tak, mieszkania prywatne nie. No i przyszedł gość z firmy prywatnej, w potężnym pszczelarskim kombinezonie, z kapeluszem i siatką na twarzy, zamknął się na balkonie, coś tam popsikał, popryskał, wreszcie zapakował w worek szmatki razem z gniazdem, które było między nimi, i wyniósł. No trudno...

Widziałam kiedyś osę, która zbierała wiórki na gniazdo. Znalazła sobie starą deskę w płocie, taką przyczerniałą i nieheblowaną. Leciała z góry na dół przy tej desce, szorując po niej szczękami, i zostawał za nią jasny ślad świeżego drewna.

Trzeba było dwie godziny odczekać, aż polecą sobie pozostałe osy. Mąż posprzątał potem balkon po akcji. W pudle wymościł legowisko dla Rudego, który lubi sobie siedzieć na balkonie i wygrzewać się. Narzędzia przełożył w inne miejsce. Pod drewnianą pokrywką, w kącie, odnalazło się jeszcze jedno malutkie gniazdko. Jest jak okrągły dzwonek z kołnierzykiem, a w środku ma malutki plasterek z kilku sześciokątnych komórek. Śliczne jest. Może to jest pierwsze gniazdko, które założyła królowa, gdy zamieszkała tu wiosną?


Tu je widać - po przyjrzeniu można dostrzec nawet ten plasterek w środku. Obok - inne gniazdko, które znalazłam kiedyś leżące na ziemi, już puste. Muszę je do czegoś schować, inaczej się pogniotą. Są takie delikatne.

4 komentarze:

  1. Teraz nie widzę takich gniazd, w sumie to dobrze, ale pamiętam je z dzieciństwa ... byłam zachwycona, ale jak to dziecko - nieostrożna, ciągle chodziłam i podglądałam, aż się dziwię że nie skończyło się to nieszczęściem.
    Dobrze że fachowiec zaradził, a swoja drogą ciekawe czemu strażacy tym się nie zajmują? przecież mają sprzęt i kwalifikacje.
    Pozdrawiam Agnieszko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strażacy powiedzieli, że "takie mają wytyczne". A że jak się zdaje i tak nie jeździli do os za darmo, nie kłóciłam się z nimi. Podobno gdzieniegdzie w Polsce dają się ubłagać i przyjeżdżają, generalnie jednak ludzie potwierdzają, że przestali się zajmować osami w mieszkaniach. Jak nie wiadomo o co chodzi, pewnie chodzi o pieniądze. Wyjazd wielkiego wozu strażackiego do problemu wielkości piłeczki musi kosztować, choćby za samą benzynę.
    Trzymaj się, Aniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń