środa, 19 listopada 2014

Kociej awantury ciąg dalszy

Panny z balkonu szybko dorobiły się imion. Ile można mówić "ta szylkretka", "ta czarno-biała"? Szylkretka nazywa się Stokrotka, pingwinka Sasanka. Pierwszy dzień życia miały wyjątkowo burzliwy, potem też nie brakowało zdarzeń i emocji różnej maści.



Po pierwsze, w klatkę-łapkę zastawioną przez panią z TOZ-u złapała się nie łaciata mamusia, a czarno-biały kocur podwórkowy. Pojechał do lecznicy na sterylizację zamiast niej, a przy okazji TOZ ma już oko na nasze podwórkowe stado, w którym kociaki pojawiają się regularnie, choć raczej nie na balkonach, a w ogródkach okolicznych domów. Łaciatej dadzą na razie spokój. Zimno się robi, kitka nie ma stałego lokum (ciepła piwnica czy coś w tym stylu), a to nie są warunki, aby dojść do siebie po zabiegu. Poczekamy na wiosnę.

Gdy po kilku dniach zagadnęłam panią weterynarz o kocura, natychmiast zawołała: "Ten kot-morderca?!" Był już wtedy po zabiegu i w całkiem niezłym stanie, jednak zatrzymali go jeszcze kilka dni. To był taki kozak, że chyba non-stop wdawał się w podwórkowe awantury i kocio-kocie dyskusje, bo prócz wiadomych ranek trzeba było leczyć jakieś paskudne obrażenia na ciele. Teraz już wrócił na nasz teren.

Po drugie, z kociakami pomalutku idzie ku dobremu. Drugiego dnia ważyły jedna ponad 80 g, druga ponad 90. W zeszły piątek obie osiągnęły 170 g, a teraz nie mam na czym ich ważyć, bo waga jubilerska od dawna nie starcza, a kuchenna jest zbyt niedokładna. Jedzą ładnie, z Convalescenta przeszliśmy na MilVet, czyli już specjalne mleko dla kociąt. Nawet w opakowaniu była butelka ze smoczkiem. Trochę klęłam na ten smoczek, bo jest taki całkiem najprostszy, gumowy, jakie sama pamiętam z dzieciństwa (pomijając rozmiar). Trudno się nakładało go na butelkę i parę razy wylałam mleko. Zawsze to jednak lepsze niż strzykawka i wkraplanie do pyszczka. Wczoraj udało mi się wreszcie dostać inną butelkę dla kociąt, tym razem przyzwoitą, z trzema smoczkami na wymianę i szczotką do mycia. No luksus, tylko teraz muszę te moje dwa oseski przestawić na ssanie innego smoczka, w którym zrobiłam o wiele mniejszą dziurę. Trochę jest o to fochów.

Niestety wozimy się z zaparciami. Do codziennego mleczka doszło z tej przyczyny po pół centymetra oleju parafinowego dwa-trzy razy dziennie, na nasmarowanie kiszeczek. No i tak ze zmiennym szczęściem ten olej stosuję.

Trzeci problem pojawił się u Sasanki, i to już tak zabawnie nie wyglądało. Koło czwartego-piątego dnia maluchy pozbyły się pępowin, przy czym u Sasanki pojawiła się na brzuchu biała, twarda oponka wokół pępuszka. Pani doktor bardzo się to nie spodobało. Stan ropny, niebezpieczna sprawa u tak małego kotka. No i niewiele można z tym zrobić: wyczyścić się nie da, nie w tym wieku. Tylko dać antybiotyk i przykładać rivanol. Smutno mi się zrobiło, że tak szybko mogłaby się kicia wykończyć. Robiłam te okłady, antybiotyk powtarzaliśmy co trzy dni. Nieładnie to wyglądało, najpierw ropień, potem spora rana w jego miejscu. Po paru dniach stał się cud: skóra, która po prostu wokół tego miejsca rozsunęła się na boki, pomalutku zaczęła zsuwać się do środka i przykrywać ranę! W tej chwili prawie nic nie widać. Rivanol przykładam nadal. A już się bałam, że mała dorobi się blizny, której nie schowa się pod futerkiem, o ile w ogóle przeżyje tę sprawę.

Kończymy pomału drugi tydzień. Już trochę rzadziej je karmię. Najadają się większymi porcjami, więc zarządziłam tylko jedno budzenie w nocy po wieczornym mleczku. Niam-niam, zmiana wody w termoforze, i spać od nowa. Co prawda trochę mi marudzą kitki. Może ząbki się wyrzynają?

No i otworzyły oczka: Sasance powieki zaczęły rozklejać się w piątek, Stokrotce w poniedziałek. W tej chwili już można podziwiać ciemne paciorki w drobniutkich buziach. Na razie nie spoglądają zbyt bystro. Pewnie to nie tak łatwo przejrzeć na oczy. Tyle się musi młody mózg nauczyć! Ale poczekamy, poczekamy, jeszcze będą wypatrywać, co by tu spsocić. Łapki mają silne od początku. Sforsowały już trzy pudła, coraz większe. W tej chwili za kojec służy najgłębsza wanienka z łazienki. Jak z nią sobie poradzą, to... no, nie wiem. Będę kombinować.


A Stokrotka śpi, i mleko jej się śni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz