wtorek, 26 sierpnia 2014

Twórcze Inspiracje / wrzesień 2014

Wróciłam z wyjazdu, bogatsza o piękne wspomnienia, nowe umiejętności i kota. Miało być o tym kocie - historia z nim była że hej. Miało być o Beskidach. Miało być o łomnicańskich robótkach (łomnicańskie pierogi pojawią się, jak je wreszcie sama zrobię i osobiście zjem, żebym wiedziała co o nich sądzić). Będzie jednak na początek o gazetce.

To była miła niespodzianka w dzisiejszy dzień. Nie dosyć, że wczoraj coś mi porządnie strzeliło w kręgosłupie i teraz ledwie łażę, nie dosyć, że taka łamagowata musiałam się udać do szpitala na szczepienie, to jeszcze jest jesiennie chłodno i pada. A tu wychodząc z domu zajrzałam do skrzynki i znalazłam gazetkę. Zanim dotarłam do szpitala, zanim wróciłam do domu, przewertowałam ją we wszystkie strony. Odechciało mi się robić ćwiczeń z tureckiego, choć to był mój plan na nudę.

Oto moja recenzja nowego numeru TI. Pewnie się trochę rozpiszę, bo jest o czym. Co ważne - jest absolutnie nieobiektywna. Oceniam wszystko według swojego gustu i widzimisię!



Str. 4: biżuteria z osikowych pasków. Ciekawa sprawa. Naszyjnik podoba mi się, i to właśnie ten prezentowany w kursie, plus kolczyki do kompletu. Pozostałe proponowane zestawy mniej mi przypadły do gustu. Na razie za osikę nie brałam się. Nie mam ani wiórków, ani piórek, ani odpowiednich klejów czy Powertexu. Dlatego jako laik zastanawiam się, na ile trwałe będzie połączenie osikowych kółek z metalową podstawą naszyjnika. To jest klejenie na wąskiej i długiej powierzchni. Inna rzecz, że taka konstrukcja chyba jest bardzo lekka i nie powinna mocno obciążać warstwy kleju. Niech się wypowie ktoś, kto to wypróbował. Widziałam takie cudeńka na zjeździe w Krasnymstawie, ale nie brałam do ręki. Wyrób ładny, technika ciekawa, unikalna, można uzyskać piękny efekt.

Str. 8: quillingowe ozdóbki na ołówki. To akurat raczej nie jest dla mnie, bo w ogóle nie pociąga mnie papier. Haft, koronki - tak, koraliki - tak, za papier nie wzięłam się dotąd, choć kto wie. Kiedyś myślałam, że haft krzyżykowy też nie jest dla mnie. Ozdóbki ładne i wydaje mi się, że praca nad nimi musi sprawiać sporo satysfakcji. Zastanawiam się, czy nie kupić zestawu startowego. Nawet nie dla siebie, a dla córki. Jakby spróbowała, może by jej się spodobało.

Str. 11: naszyjnik koralikowy tkany na krosienku. Jestem za! Niedawno ktoś przy mnie zastanawiał się, jakich nici użyć, i tu się potwierdza moje zdanie, że nie ma to jak szewskie nici. Ja do moich grubaśnych koralików używam Gabor 60, tu jest Tytan 80 (i koraliki drobniutkie). Bardzo ładnie przedstawione tkanie, mam tylko wątpliwości, jeśli chodzi o podstawową sprawę: jak się mocuje pojedynczy rząd koralików. Gdybym pierwszy raz w życiu miała w rękach krosienko, czy umiałabym poradzić sobie z kursem, czy musiałabym kombinować albo szukać po sieci? Może zresztą początki były przedstawione w innym numerze TI; w końcu nie wszystko musi być przedstawione "od pieluch". Naszyjnik śliczny. Lubię koraliki i ta technika do mnie przemawia.

Str. 15: aniołki haftowane ściegiem dwustronnym.  Kurs haftu dwustronnego super! Oczywiście, że rozumiem o co chodzi z tą pojedynczą nitką i haftem przez dwie kratki Aidy zamiast jedną. Widziałam kiedyś tę technikę na jakiejś stronie rosyjskiej, a może ukraińskiej. Tak się dawniej haftowało ręczniki i fartuchy. Lewa strona wyglądała jak prawa, albo prawie jak prawa, i wydawało mi się to absolutnie nieprawdopodobne. Były jakieś obrazki, lecz nawet nie spróbowałam powtórzyć, jak się to robiło. Za ten kursik bardzo dziękuję! Niestety, widzę, że na kanwie plastikowej nie zrobię takich aniołków, bo haftowanie przez środek krzyżyka raczej tam się nie uda.

Str. 20: serwetka etniczna, z wzorem inspirowanym haftem łowickim. Zabawna jest ta ostatnia moda językowa na "etniczność". Wzory etniczne, moda etniczna. Dawniej takie zestawienia nie istniały. Potem "etniczne" znaczyło "australijskie", "afrykańskie", "indiańskie", czyli z różnych dziwnych stron świata. W tej chwili "etniczne" może znaczyć "łowickie", "podhalańskie", "ludowe". I myślę, że chodzi o uniknięcie słowa "ludowe" i skojarzeń, jakimi przez dziesięciolecia obrosło. "Łodiridi uha, zaśpiewała Genowefa Stolnica przy akompaniamencie tołumbasa i cyji". Dla mnie to osobny temat, co się nam, Polakom, stało, że z taką niechęcią, wstydem, wręcz pogardą, traktujemy własną tradycję. Dlaczego na wsi pod Toruniem gospodarz przepraszał mnie kiedyś, że oni tu w chałupie tak po wiejsku gadają. A ja byłam zachwycona i chłonęłam każde słowo. Dlaczego to co ludowe to Cepelia, obciach, wiocha, itd, itp, a nie wstyd obnosić się z tandetą najgorszego sortu...

W każdym razie wzór piękny, na czarnej kanwie musi się prezentować cudnie, Łowicz mi się podoba i czekam na więcej! Inna sprawa, czy odważę się na taką pracę, bo raz haftowałam na czarnej kanwie jakiś drobiazg i trudne to było. Ostatnio bez okularów nie daję rady. Kto jednak może, polecam! Widzę, że w najbliższym "Igłą Malowane" szykuje się haftowana łowicka wycinanka na poduszkę. Miau!

Str. 23: karteczki okolicznościowe, jedna ślubna, druga z zajączkami. Nie mój gust, i jeśli kiedyś będę potrzebować kartki, raczej sięgnę po inne wzory. Jest to jednak, jak wspomniałam, moja absolutnie nieobiektywna ocena, a de widzimisibus non disputandum est.

Str. 25: "Pocztówki Moniki", czyli prace p. Moniki Kąkol. Mnóstwo ślicznych haftów. Pani Monika wzięła się za coś, do czego mnie zawsze brakowało odwagi, czyli za haft według własnych wzorów. I to przeróbki zdjęć. Czapki z głów! Tyle pięknych włoskich krajobrazów! Ale też widzę, dlaczego sama jeszcze nie mam odwagi tak sobie pohaftować. Nie ufam programom do przeróbek. Przepuścić zdjęcie przez program to dopiero pierwszy etap. Potem trzeba wszystko dokładnie obejrzeć, wyrzucić piksele z jakimiś durnymi kolorami (fioletowe krzyżyki pośrodku zielonych liści), zobaczyć, czy w naturze nici wyjdą takie, jak bym chciała, a nie szare zamiast czarnych itd. Kiedyś próbowałam sobie zrobić taki wzór, nie spodobał mi się wynik, i zabrakło cierpliwości, aby przebrnąć przez dobre rady pana Grzegorza z Haftixa, jak obrabiać cyfrowe wzory. Muszę do tego wrócić.

Strona 28: modny sweter. Piękny, chyba w sumie nietrudny. Na razie w sferze marzeń. Gdybym tydzień robiła przód sweterka, aby stwierdzić, że jest za ciasny, za rozlazły, albo w ogóle jakiś taki, i musiała go pruć, chyba bym się zezłościła. Nie mam odwagi. Ale jest mnóstwo ludzi, którzy robią na drutach dużo i pięknie, albo nabierają odwagi, aby spróbować po raz pierwszy w życiu... wtedy taki prosty wykrój jest jak znalazł. I włóczki, które miałam okazję obmacać w Krasnymstawie, a teraz widzę w ofercie. Śliczne są.

Strona 34: plecaczek-sowa. Recenzja mojej córki: "Cała reszta to ja nie wiem co to jest, ale taki plecaczek chcę. Dlaczego nigdy nie ma moich zachcianek? Marysia ma na wycieczki torebkę-lewka, a ja nie mam takiego plecaczka." I ani chybi przyjdzie zakupić taką tkaninę z nadrukowanym wykrojem plecaczka, a potem zrobić najazd babci, bo babcia ma maszynę, a ja nie.

Strona 40: espadryle. Fajne, bardzo fajne! Przypomina mi się końcówka lat 80-tych, kiedy zaczęły pojawiać się prywatne firmy produkujące ciuchy. Taki Hoffland, i pewnie jeszcze trochę innych. I espadryle były modne, i w modzie były duże, wyraziste wzory, często na białym płótnie. Wszystko jakieś takie radosne, kolorowe po socjalistycznej szarzyźnie. Szerzyły się jak ogień domowe sposoby, jak sobie ozdobić ubrania, uszyć coś z niczego, a żeby to było powiewne, kolorowe, nie przypominało bylejactwa państwowej produkcji. Brało się bawełnianą surówkę, ściągało gumkami aptekarskimi w kilku miejscach i wrzucało do gara z barwnikiem. Potem robiło się z tego sukienki i spódnice z wzorkami białych obręczy i słoneczek na kolorowym tle. Szyło się absolutnie cudowne i modne spódnice z farbowanych tetrowych pieluch. Jak to było dawno...

Espadryle podobają mi się we wszystkich wydaniach, a to, że można do nich dostać spody i wykrój, to punkt dla sklepu, bo co ja bym zrobiła z pomysłem na kapcie a nie mając spodów - z filcu bym wykrawała, czy ze starych kaloszy? Kiedyś pewnie nie takie cuda się robiło. A teraz można mieć buty jakie się chce. Martwi mnie tylko, na ile wytrzymały będzie haft koralikowy na butach. Boję się, że koraliki łatwo się pozrywają. Użyłabym do nich szewskiej  nici. Nie sprawdzałam, czy Gabor 60 (ten mój) przejdzie przez igłę do koralików. Może nie, może lepszy byłby jakiś cieńszy Tytan.

Dalej - same przyjemności. "Warsztatownia Praktycznej Pani" - pozazdrościć cieszyniankom takiego miejsca! Gratulacje też dla autorek blogów, które zostały polecone w czasopiśmie. Oj, będzie święto! Zapowiedź nowego numeru "Igłą Malowane": moje głosy idą na łowicką poduszkę, witrażową sówkę, a głosik mojej córki na kota. Kiciuś przypomina Topcia, który tak pięknie zorganizował nam wakacyjny wyjazd, i tylko nie ma białych cieni przy pyszczku i pod oczkami. Oczka też już straciły niemowlęcy błękitny kolor, są bure, jak i ich cały właściciel. A reklama Zjazdu w Ustroniu - mrrru, pewnie że tam jadę, niech mi tylko kręgosłup nie fika, bo przede mną osiem godzin jazdy w jedną stronę. Trzymajcie palce za moje biedne kości!

A moje marzenia jeśli chodzi o pismo? Takie moje indywidualne, bo może okaże się, że jestem jedyna w Polsce z takimi zachciankami...

  1. Więcej haftów ludowych z różnych stron Polski. W niewielkich dawkach, bo to nie dla każdego, ale raz ten, raz tamten region, jakaś konkretna, nietrudna rzecz do zrobienia. 
  2. Nie tylko haft krzyżykowy, jemu poświęcone jest "Igłą malowane", a polskie hafty ludowe były niesamowicie zróżnicowane. Tyle tego było! Haft biały, haft cekinami, różne hafty prostymi ściegami, kolorową nicią... 
  3. Snutka, mereżki, haft toledo, a zresztą sama już nie wiem. Widziałam w życiu tyle cudeniek, że zgłupiałam. 
  4. Propozycje prac, jakie można robić z dziećmi, niewymagających wielkiego sprzętu. Kilimki na krosienkach wycinanych z tekturki, serwetki na tekturowym szablonie, haftowane dziecięce rysunki na tekturce, jakie można przerobić na kartkę dla mamy. Taki kącik dla dzieci.
  5. Coś co pamiętam z dzieciństwa, a nie mam w domu ani jednego przykładu: poduszki haftowane na szarym płótnie w dość specyficzny sposób. To robiły kobiety i w okolicach Warszawy, i dalej, pod Toruniem. Ścieg to była dość specyficzna odmiana krzyżyków, grubych i ośmioramiennych - haftowało się je nie tylko po skosie, ale na dodatek w pionie i w poziomie. Haftowało się głównie kolorową lasetą, rzecz dziś chyba nie do zdobycia. I wzory były geometryczne, troszeczkę przypominające bargello jeśli chodzi o układ, z mocnym czarnym konturem, bardzo kolorowe. Nic mi z tego nie zostało. Jeśli uda mi się odwiedzić kogoś z dalszych kuzynów, może będzie jakąś taką miał, muszę ją obfotografować. 
  6. A może czasami zajrzeć do innych krajów i przedstawić jakiś haft albo koronkę z dalszych stron? Tak skrótowo, dla przykładu. Porozglądałam się w czerwcu, bo przygotowywałam dla dzieci w szkole lekcję o haftach. Znalazłam tyle, że mi w głowie zawirowało. Cudowności!
Rozmarzyłam się. 

1 komentarz:

  1. Agnieszko bardzo trafnie i rzetelnie obmalowałaś TI.Podoba mi się !O etnice też mi się spodobało.To prawda że słowa' ludowe' u nas się boją,,a każdy ma to w dowodzie!.Z punktu widzenia drogi mlecznej to każdy pochodzi ze wsi i nie ma czego się wypieraćPozdrawiam

    OdpowiedzUsuń