- Pan na szyszki?
- Nie, na grzyby.
- Teraz w styczniu lepiej na poziomki.
Nieśmiertelny Kabaret Dudek.
Ech, poziomki. Dookoła jest zimno i biało, a mi się poziomki zamarzyły. Małe, czerwone poziomeczki wśród zielonych liści. Albo borówki. Liście borówek są takie gładkie, błyszczące, żywozielone, aż się stęskniłam za tym widokiem. Pozostaje zrobić zieloną bransoletkę, ze sznurkiem brązowym jak opadłe gałązki i z koralikami czerwonymi całkiem jak ten leśny drobiazg. Będzie odmiana po poważnej biało-czarnej serii.
Koty poddają się nastrojowi. Wszystkie trzy sztuki zapadły w drzemkę: nasza kocica domowa, oraz tymczasowi mieszkańcy - śliczna, łagodna Łatka i czarniutki trzymiesięczny kociak Amberek. To była historia: Łatka od jakiegoś czasu zaczęła się pojawiać u mnie na balkonie, najpierw po prostu na miseczkę jedzenia, a potem już najwyraźniej po to, żeby mi się do domu wprowadzić z rodziną. Miała trójkę niedużych, rozbrykanych i dzikich kociąt. Niezbyt się chcieliśmy na to zgodzić, bo z doświadczenia wiedzieliśmy, że jak już się u nas zjawi kot, to na zawsze. No i jednego już mamy, a tu nagle całe cztery sztuki! Zgroza.
Tymczasem ochłodziło się i z prawie 10 stopni zrobił się mróz. Jak mi się poprzednio zdawało, że Łatka przychodzi do nas z któregoś z okolicznych podwórek i ma gdzie na noc wrócić, tak mi się zdawać przestało. Kicia noce spędzała na moim balkonie, w nieużywanej kuwecie Simki. Szybko zjawił się tam kocyk na podściółkę, a potem okazało się, że nie jestem na osiedlu sama. Kocia rodzina była dokarmiana nie tylko przeze mnie, ale i przez sąsiadkę z góry. Mąż sąsiadki zrobił zwierzakom ocieplany domek, który stanął pod podjazdem dla wózków. Ja z kolei przerobiłam koci transporter na drugi ocieplany domek i postawiłam na balkonie. Koty wprowadziły się tam natychmiast. A trzecia pani z osiedla błyskawicznie zajęła się sprawą adopcji zwierzaków.
Nie mogę się oswoić z używaniem słowa "adopcja" w odniesieniu do zwierząt. Zawsze nieodmiennie wiązało mi się z adoptowaniem dzieci. Jednak zdecydowanie uważam, że jeżeli człowiek przygarnia kota (czy psa) pod dach, musi być za niego odpowiedzialny. Kot to nie rzecz ani zabawka. Musi mieć ciepły kąt, jedzenie, opiekę weterynarza w chorobie, i ludzką przyjaźń. Na całe życie, na wiele lat. Żadne wakacje czy wyjazdy nie mogą skończyć się tym, że zwierzak ląduje nie wiadomo gdzie - na ulicy, w lesie, w schronisku. Bywa, że życie nam wytnie numer, choćby pojawi się silna alergia. Trzeba wtedy po prostu znaleźć zwierzakowi nowy dom.
Dwa białe kociaki (każdy z łatką na łebku i ciemnym ogonkiem) już są w nowym miejscu i najwyraźniej świetnie się tam czują. Zaś Łatka z czarnuszkiem w tej chwili po prostu jest u mnie. Oj, działo się, działo! Zagonić tego czarnego strachulca do domu to była niemożliwość. Wreszcie (a było prawie -10 na dworze) przyuważyłam Łatkę, jak spała z małym w pudle na balkonie, i po prostu wniosłam koty z całym pudłem do środka, zanim zdążyły wyskoczyć. Byłam brutalna, obróciłam je otworem do góry, jak zaczęły się szamotać. Mały zwiał za kanapę i tam urzęduje do tej pory. Chyba pomału zaczyna się przekonywać do ludzi, nadal jednak uważa nas zasadniczo za monstra dybiące na jego młode życie. Łatka za to wyleguje się za wszystkie czasy i mruczy. Czasem wyją na siebie z Simką, ale to tylko czasem. Dogadają się.
Już jutro Łatka jedzie do nowego domu (dzięki, pani Maju, jest z pani istna błyskawica!) Pusto będzie bez niej, ale niech się jej tam dobrze żyje! To prawdziwy kot do kochania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz