środa, 23 lipca 2014

Ustka

Poszczęściło mi się, udało się wyjechać na kilka dni do Ustki. Wrażenia różne, bardzo pomieszane.



  • Morze co dzień miało inny kolor, od stalowoszarego po wspaniale zielony, z białymi grzywkami.
  • Zimne było tak, że nogi cierpły i tylko dzieciakom kompletnie to nie przeszkadzało.
  • Ustka jest w tej chwili zadbana, budynki odnowione, część czeka na rewitalizację, czyli przetrwają. Szkoda by było, gdyby te stare domki i chałupki ktoś wyburzył, a w ich miejsce postawił jakiś plastik.
  • Tłum był, rzecz jasna, spory.
  • W porcie wiele łodzi, ale najbardziej aktywne były trzy czy cztery wożące turystów.
  • Gdybym była sama, pewnie nie pożałowałabym czasu na muzeum chleba (bliziutko portu), a potem rozejrzała się za innymi muzeami, skansenami i innymi takimi. Wiecie, hafty, koronki i te sprawy. No ale było inaczej.
  • Mewy to okropne wrzeszczuchy.


Po raz pierwszy miałam okazję przejść się mostem zwodzonym nad portem i zajrzeć na drugą stronę. Ten most to  był strzał w dziesiątkę: raz, że sam w sobie jest atrakcją...





Dwa, że nareszcie dostępny jest drugi brzeg Słupi, a więc dalszy kawałek plaży (mniej zaludniony), drugie molo i bunkry Blüchera. Dawniej nie wiedzieliśmy, że w ogóle jest tam coś podobnego, a okazuje się, że port ustecki, oba wielkie i solidne mola i cały ten kawałek lądu po drugiej stronie rzeki, do niedawna zamknięty jako teren wojskowy, ma ciekawą, choć dość ponurą historię.





Niestety Ustka regularnie łupiona jest przez piratów. Co dwie godziny do portu przybija galeon Dragon z podejrzaną załogą na pokładzie. Wznoszą dzikie okrzyki a potem wysypują się po trapie na ląd. Dzieci nawet mogą wymachiwać pirackim dyplomem i straszyć korsarskimi pieczątkami na łapkach.





Nie powiem, złupiło się to i owo, powrzeszczało na szczury lądowe na molo. Specjalnie na tę okazję założyłam marynarską bransoletkę. Niech drżą! ARRA!


4 komentarze:

  1. Zdjęcia obejrzałam z przyjemnością, bo jeszcze w Ustce nie byłam, a to aż dziwne, bo w wielu nadmorskich miejscowościach byłam po kilka razy.... Trzeba te braki w przyszłości nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak będziesz miała okazję, zajrzyj tam, bo warto :) A jeszcze fajnie jest zrobić wycieczkę brzegiem do Rowów, choć to kawał drogi i powrót raczej autobusem. Można część przejść plażą, część lasem, bo tam jest pięknie. Kiedyś była w połowie drogi wojskowa wieża obserwacyjna, która potem niszczała. Nie wiem, co się z nią teraz dzieje. Tym razem nie mogłam sobie tak pochodzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam w Ustce, chyba ze 4 lata temu, w każdym bądź razie nie było jeszcze mostu, a szkoda, bo mieszkałam po lewej stronie Słupi i tam była lodowata woda, a po prawej raj, no i trzeba było daleko chodzić. Dragon pływał, chciałam zostać piratem, ale moje towarzystwo nie bardzo, więc pozostało mi tylko leżeć plackiem na plaży. Za to popłynęłam sobie w Międzyzdrojach Vikingiem;)
    Bransoletka przepiękna, zresztą jak wszystkie Twoje.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie ten Viking wygląda :) Nie wiem, czy Dragon nie jest większy. Chwalą się, że ich galeon był wytypowany do "Piratów z Karaibów", tyle że miał być zniszczony w bitwie. Co to to nie - nie zgodzili się, i chwała im za to.
    Nie miałam zbyt wielu okazji, żeby sobie po okolicy pochodzić - taki układ, nie wszyscy mieli kondycję do wędrówek. Szkoda, bo leżenie plackiem to właśnie to, czego bardzo nie lubię i jak mogę unikam.
    Dzięki za dobre słowo - bransoletka jest wcześniejsza, ale nareszcie znalazło się dla niej zastosowanie.

    OdpowiedzUsuń