Tak, to nie żarty, w domu pełnym kotów choinka wciąż stoi i ani razu nie leżała. Nie da się tego powiedzieć generalnie o wszystkich ozdóbkach, z których co niższe spadały, turlały się, a nawet były tarmoszone. Jedna czy dwie szczególnie słabo zamocowane bombki już nie wiszą, a są położone w rozwidleniach gałązek. Tak jest pewniej. Szklane bombki pozostały w pudełkach.
Nie wygląda może najokazalej, ale nadal ją mamy. Po Wigilii nawet nabrała kolorów. Święty Mikołaj każdemu z nas przyniósł po bombce-karczochu, każda inna. Przewidział problem, czy tak mu przypadkiem do worka powpadały? Nie wypada dopytywać, ale przydały się! Ta na dole, fioletowo-zielona, jest jednak mojej roboty.
Przekrój technik na choince jest dosyć spory. Wykorzystałam różne znaleziska z pudła w szafce, niektóre nawet z wymianek wielkanocnych. Jajka omotane szydełkiem i motylki to był wymiankowy prezent od Magmorci. Rybki origami dostałam na Boże Narodzenie od Halszki. Jajko-karczoch na dole też z wymianki, ale tym razem nie umiem zidentyfikować, od kogo. Szydełkowy aniołek - chyba od Moniki. A na dodatek powyciągałam wszystkie gwiazdki (nieliczne), jakie udało mi się wydłubać w ciągu ostatnich lat. Nigdy nie miałam zacięcia do świątecznych ozdóbek. Kilka szydełkowych, nareszcie ukrochmalonych (potrzebowałam impulsu). Jedna szydełkowo-pętelkowa. Jedna teneryfka. O, i aniołki klockowe, jeden mój, jeden od Małgosi z Łomnicy. Bombki filcowe chyba trzy zrobiłyśmy razem z córcią. Gdyby nie brak igieł, byłoby więcej.
W naszej sytuacji zresztą grunt to nie ozdóbki, a ciężka donica. Byle kotek tego nie ruszy.
Jestem nawet zdziwiona. Małe opanowały już wchodzenie na stół, pianino i do wanny (oraz wpychanie się do wszelkich szafek korzystając z chwili nieuwagi), a z choinki ani razu ich nie zdejmowałam. Może więcej zabawek mają w moim kącie z robótkami, i nic ich tam nie kłuje w łapki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz