W ostatnim czasie znowu wzięłam w obroty motki z Craft & Haft i porobiłam jeszcze trochę rożków i czapeczek. Znowu utknęłam na czymś, wydawałoby się, głupim: zaczęłam robić zgodnie z zapotrzebowaniem maleńkie kocyki, takie 15x15, 20x20 cm, których trzeba najwięcej. Taka jest brutalna statystyka. Chciałoby się, żeby taki zapas ciuszków leżał w zapomnianej szufladzie u położnych w każdym szpitalu, nieużywany. Jest inaczej. W lutym braki zgłaszało łódzkie hospicjum Gajusz, potem Białystok, w Warszawie są potrzeby, i wszędzie po kolei. Otóż zrobiłam takie dwa kwadraciki, rozmiarem jak większa próbka ściegu, a potem utknęłam, bo bez obrębienia wyglądało to - no - jak próbka ściegu właśnie, a nie jak coś słodkiego dla dzieciątka. A wydawało mi się, że obrębienie szydełkiem wypadnie zbyt grubo. Dopiero teraz w ostatniej chwili pozbierałam się, zrobiłam, i jestem całkiem zadowolona z efektu.
Umówiłam się z naszą koordynatorką warszawskiej grupy, że się spotkamy na mieście, dosłownie w przelocie, i jej to oddam. Udało się w sobotę, pierwszego kwietnia. Jak to na Prima Aprilis, nie obyło się bez niespodzianki. Myśmy nawet nie żartowały, ale czerstwy dowcip wyciął samochód, który raczył się rozkraczyć po drodze, i godzinę spotkania trzeba było przesunąć na wieczór. Tak więc całkiem na serio zapasy naszej grupy urosły o czternaście czapeczek, cztery duże rożki i dwa maleńkie.
To są rożki skończone w ostatnim momencie, i czapeczka dorobiona wieczorem |
W tej chwili w pudełku czekają już dwie nowe czapeczki, a na drutach rosną dwa rożki: mały kwadratowy, i większy z kieszenią. Znowu ugrzęzłam. Jak ja nie cierpię nabierania oczek na boku dzianiny. Zawsze się omylę o jedno-dwa oczka, muszę pruć i nabierać jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz