Niech mi ktoś powie, jak to jest, że pracując na pełen etat z nadgodzinami kończyłam haftowane obrazki w 3-4 miesiące, a teraz zdarzają mi się egzemplarze niewiele większe, które zalegają na tamborkach nie wiadomo ile? Może to jest tak, że dziennie można sobie porobótkować nie więcej niż... i jeśli ta ilość sił do pracy rozejdzie się na inne prace i techniki, haft leży odłogiem? No bo leżał. Tak właśnie. Dwadzieścia miesięcy temu skończyłam takie trzy wieczne hafty jeszcze dawniejsze, na tamborek rzuciłam "Zimową rzekę" (Coricamo), zrobiłam pierwszy kawałek...
|
1.07.2014 |
I drugi...
|
1.08.2014 |
W listopadzie było już tak:
|
2.11.2014 |
I tu się sprawa urywa. Były jakieś koronki, serwetka haftem liczonym, biżuteria, cuda-wianki, ale o zimowym obrazku ani wzmianki, aż do grudnia ubiegłego roku. Odkurzyłam biedaka po prostu. Odnalazłam wzór i muliny, i jakoś to idzie:
|
27.12.2015 |
|
22.01.2016 |
A teraz, hura - jestem w drugiej połowie wzoru. Skończyłam wodę. Potem będzie dużo, dużo śniegu, a potem jeszcze więcej drzew. Miałabym szansę zrobić to w miesiąc - półtora, ale prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, jak długo jeszcze to potrwa.
|
28.02.2016 |
no cóż... myślę, że trzeba być systematycznym... niestety do takich nie należę...
OdpowiedzUsuńładne krzyżyki :)