wtorek, 23 grudnia 2014

Twórcze Inspiracje 1/6, styczeń 2015

Dotarł do mnie numer styczniowy Twórczych Inspiracji. Poczułam się, jakbym dostała prezent pod choinkę, bo wyjęłam go ze skrzynki wczoraj, a tu już świętami w domu pachnie. Sama gazetka też jest świąteczna, choć data wskazywałaby raczej na coś innego. Styczeń to czas, kiedy raczej rozbiera się choinki a bombki chowa na pawlacz. Mnie to jednak nie szkodzi. W moim domu choinka zawsze stała bardzo długo: aż igły opadły, a dbamy, aby jak najdłużej była świeża, a przynajmniej aby dotrwała do końca stycznia i sezonu kolędowego. Dlatego nie mam nic przeciwko temu, aby zrobić parę bombek z dzieciakami w grudniowe ferie.


Mam w tym jeszcze jeden interes: z uwagi na coraz większe kociaki, a i Topcia-szaleńca, w tym roku nie wieszam szklanych bombek, czyli musi mi wystarczyć produkcja domowa. Ze dwie bombki-karczochy, filcowe zawieszki, trochę zabaweczek słomianych i drewnianych, jakie się uzbierały przez lata, i inne takie drobiazgi. A tu są pomysły na kolejne bombki, gwiazdki i aniołki. Do rzeczy więc.

1) Bombki oplatane koralikami.  Łatwe, bez chemii (chodzi mi o kleje i ich opary), na pewno dosyć czasochłonne, ale do zrobienia. Oczywiście ja nie takie rzeczy robiłam, chodzi mi o dzieci i ich cierpliwość. Musiałabym tylko dobrze dopasować kolory wstążeczki, cekinów i koralików, aby nie wyszła pstrokacizna. Autorzy podpowiadają taśmę Carat Madeira, bardzo ładną. Sama pewnie kombinowałabym z czegoś, co znajdę w domu, ale może kiedyś...

2) Bombki ekologiczne. Ostatnio "czepiły się" mnie nietypowe materiały, i na te bombki popatruję łasym okiem. Gdybym przewidziała sprawę i zaopatrzyła się w styropianowe kule, to kto wie, może bym już kombinowała. Aha, jeszcze klej do styropianu. Kleje trochę mnie martwią, bo niektóre śmierdzą rozpuszczalnikiem. Taki Hermol, którym kiedyś wykleiłam całą grubą książkę kucharską z przepisów powycinanych z babcinych stert "Kobiety i życia" i "Przyjaciółki". Gazety szły na śmieci w czasie sprzątania strychu. Szkoda mi było, bo buszowałam tam jako dzieciak, oglądałam, czytałam, i zamarzyło mi się te przepisy uratować. Książkę mam do dzisiaj, poszło na to kilkanaście szkolnych zeszytów w kratkę. Tata oprawił, miał cały domowy warsztat introligatorski. Wyszły trzy tomy w płóciennych okładkach. Dobrze, że to były wakacje i lato. Kleiłam przy otwartym oknie, bo Hermol niemożebnie śmierdział. Spisywał się jednak wyśmienicie, trzyma mocno do teraz, a papier nic a nic się nie pomarszczył. Przy kleju biurowym to by była tragedia. O czym to ja... 

No tak, nie wiem, jaki jest ten klej do styropianu, i ten Magic. Nie mam na razie warsztatu do takich prac. A bombeczki bardzo ciekawe plastycznie, zresztą samemu można wykombinować coś jeszcze innego. Przeszperać zakamarki: tu kolorowy sznureczek, tu kawałek błyszczącej nitki, tam jeszcze coś - a może to się da wmontować, i nie byle jak, ale niecodziennie, efektownie? I sznurków jest wiele rodzajów... Druga strona pomysłu jest taka, że łatwo o bombkę wyglądającą jak opakowanie zastępcze. Ktoś pamięta "etykiety zastępcze" z lat 80-tych? Jest wyzwanie - nie dać się materiałowi.

3) Bombka quillingowa.  Powiem tak: na razie to nie moja poezja. Quilling mnie średnio ciągnie. Mówię to o sobie i tylko o sobie, bo jest mnóstwo osób, które uwielbiają zabawy z papierem i robią istne cuda. Takie bombki wyglądają mi na dosyć trudne: jak to zrobić, żeby te zwitki papieru nie tylko się nie rozsypały, nie rozleciały, ale rzeczywiście dały złożyć w trwałą konstrukcję, i to pustą w środku, bo szablon się wyjmuje? Jak gdzieś zobaczę i obmacam własnymi łapami, wtedy uwierzę, że to się nie załamie od byle dotknięcia. No i raczej nie jest to pierwsza praca, jaką bym dała komuś do wykonania w tej technice. Na pewno wymaga wprawy. 

4) Pierścionek z kaboszonem oplatanym koralikami. Kolejna technika beadingu, z tych trudniejszych. Kibicuję z upodobaniem, bo to bardzo ładnie wychodzi. Mam zresztą dwa czy trzy takie kaboszonki, wreszcie muszę się za nie zabrać. Te srebrne koraliki są ładne, pasują chyba do każdego koloru. A z techniką pewnie bym sobie poradziła, tylko nici żyłkowej nie lubię, bo prawie jej nie widać i się bardzo plącze. No i wreszcie jest pokazane, jak zamocować kaboszon bez klejenia. Duży plus! Bransoletka dla początkujących - zastanawiam się, na ile dałoby się do takich wprawek wykorzystać moje zapasy średnio grubych koralików, bo mam tego dobrych kilkanaście torebek w różnych kolorach, i tak sobie toto leży od paru lat zapomniane. Tylko czy nie za krzywe? Bo Preciosa to to nie była. O to to, a może w ramach ćwiczeń porobić takie sopelki na choinkę? Koty tego nie potłuką.

5) Kolczyki z kryształków: znowu kryształki do omotania drobnymi koralikami, tym razem na filcowym podkładzie. Ślicznie to wychodzi. Na pewno mam w zapasach czerwony i fioletowy kryształek. Tak popatrywałam na nie, i myślałam sobie, że są dwa właściwe zestawienia kolorów: jedno jak najbardziej zbliżone do ich koloru - czerwień do czerwieni, fiolet do fioletu, a drugie chyba właśnie perłowe, no chyba, żeby trafiło się jakieś bardzo stonowane srebro, byle nie świeciło jak lusterko. Tu fioletowy kaboszonek jest omotany metalicznymi koralikami w odcieniach fioletu, i właśnie o to mi chodziło. Bardzo efektowne kolczyki wyszły. 

6) Monochromatyczny motyl do wyszycia. Można się zżymać, że od spraw krzyżykowych to my mamy Igłą Malowane, ale motyl jest moim zdaniem jak najbardziej w porządku. Jest użytkowy. Może być na obrazek, na torbę, na poduszkę, i co tam kto sobie chce. Można go wyszywać dowolnym kolorem. Ba, nawet cieniowaną muliną. Mam takie dwa motki DMC po jakimś dawnym hafcie, ale na motyla potrzeba pięciu, czyli przyszłoby dokupić. Ładne są te moje, jeden w odcieniach błękitu, drugi błękitu i lila. Fioletowa Ariadna też nieźle wygląda. 

7) Kartki z serduszkami: po staremu nie podobają mi się. Wolałabym w tym miejscu kursik czegoś nowego... 

8) Ale kartka haftem wstążeczkowym jak najbardziej może być. Muszę kiedyś spróbować.
9) Kotyliony: uuu, ładne! Bardzo poważnie rozważam porobienie takich błyskotek do różnego wykorzystania. Cekinki, haft wstążeczkowy, i mój ulubiony filc, który przy braku maszyny jest genialny, bo nie wymaga wielkiego szycia i obrębiania. 

10) Aniołki na choinkę. Przy okazji przepisy na dwa rodzaje masy. Trochę onieśmiela mnie cała szklanka sody oczyszczonej w pierwszej masie, bo nie wiem, ile to torebek takich z Biedronki, chyba, że gdzieś można to w większym opakowaniu kupić. Ale aniołeczki ładne, i może sobie takie porobimy w domu. 

11) Pierniczki. Przepis jak przepis, ja właśnie mam zagniecione ciasto z całkiem innego przepisu, od lat wykorzystywanego w rodzinie, ale ten lukier mnie korci. Takiego na białku jeszcze nie robiłam. Jak się dostanie w łapki mojej córki, to ciekawe, co z tego wyjdzie. Mała ma talent. 

12) Gwiazdki i frywolitka igłowa: ja robię czółenkiem i do igły chyba się już nie przekonam (nigdy nie mów nigdy, fakt) - ale może skorzystam ze wzoru. Gwiazdka i dzwonek, dwa w jednym. Przy okazji nie są wielkie, to by się dało zrobić dosyć szybko i w większych ilościach. 

13) Koralikowe gwiazdki na druciku: ciekawe, nawet mam drucik. Kolejna rzecz do ewentualnego wykorzystania. A gdyby jutro kupić przezroczystych koralików, bo chyba mam same kolorowe? No wiem, jutro Wigilia i nie będzie do tego głowy. No to później. 

14) Zdjęcia ze zjazdu w Ustroniu - nawet nasz stolik się zmieścił, ekipa pętelkująca jest po prawej na środku! 

A teraz odkładam niteczki, sznureczki, koraliki i gazetki, i lecę zasuwać przedświątecznie. No to baj!