środa, 30 lipca 2014

Nowa zabawa - "Pokaż plecy"

Trafiłam na zabawę na blogu Made by Ela - "Pokaż plecy".

Wygląda na to, że "siłom i godnościom" zmogłam problem wklejenia banera zabawy na blog, z czego jestem niezmiernie dumna. Tyle gadżetów jest w Blogerze, ale jak czegoś naprawdę potrzeba, to trzeba się bawić w Sherlocka Holmesa.

Idea jest taka, że każdy z uczestników chwali się tyłem swojego obecnego haftu. OK, plecki mojej "Zimowej rzeki" przedstawiają się tak:


Bałagan chyba w normie, przy tej ilości kolorów trochę ogonów siłą rzeczy musi być.

wtorek, 29 lipca 2014

Obecnie na tapecie: serwetka w gwiazdki

Taką serwetkę sobie robię ostatnio:


To nie koniec, będzie większa. Dalsze motywy czekają na wykończenie. Planowałam dłuższy bieżnik, ale w tej chwili zastanawiam się, co by było, gdybym ją powiększyła "na okrągło". Hmm...
 
Połączenie szydełkowych środków i pętelkowych rożków nie jest nowym pomysłem, ale natknęłam się na nie dość późno, dopiero, gdy udało mi się dotrzeć do tureckich wzorów w sieci. Turczynki chętnie robią takie właśnie serwety, większe i mniejsze. Rzecz jest prosta, a efekt ładny. Ten wzór zapożyczyłam z bloga http://couchcrochetcrumbs.blogspot.com/.




środa, 23 lipca 2014

Ustka

Poszczęściło mi się, udało się wyjechać na kilka dni do Ustki. Wrażenia różne, bardzo pomieszane.



  • Morze co dzień miało inny kolor, od stalowoszarego po wspaniale zielony, z białymi grzywkami.
  • Zimne było tak, że nogi cierpły i tylko dzieciakom kompletnie to nie przeszkadzało.
  • Ustka jest w tej chwili zadbana, budynki odnowione, część czeka na rewitalizację, czyli przetrwają. Szkoda by było, gdyby te stare domki i chałupki ktoś wyburzył, a w ich miejsce postawił jakiś plastik.
  • Tłum był, rzecz jasna, spory.
  • W porcie wiele łodzi, ale najbardziej aktywne były trzy czy cztery wożące turystów.
  • Gdybym była sama, pewnie nie pożałowałabym czasu na muzeum chleba (bliziutko portu), a potem rozejrzała się za innymi muzeami, skansenami i innymi takimi. Wiecie, hafty, koronki i te sprawy. No ale było inaczej.
  • Mewy to okropne wrzeszczuchy.


Po raz pierwszy miałam okazję przejść się mostem zwodzonym nad portem i zajrzeć na drugą stronę. Ten most to  był strzał w dziesiątkę: raz, że sam w sobie jest atrakcją...





Dwa, że nareszcie dostępny jest drugi brzeg Słupi, a więc dalszy kawałek plaży (mniej zaludniony), drugie molo i bunkry Blüchera. Dawniej nie wiedzieliśmy, że w ogóle jest tam coś podobnego, a okazuje się, że port ustecki, oba wielkie i solidne mola i cały ten kawałek lądu po drugiej stronie rzeki, do niedawna zamknięty jako teren wojskowy, ma ciekawą, choć dość ponurą historię.





Niestety Ustka regularnie łupiona jest przez piratów. Co dwie godziny do portu przybija galeon Dragon z podejrzaną załogą na pokładzie. Wznoszą dzikie okrzyki a potem wysypują się po trapie na ląd. Dzieci nawet mogą wymachiwać pirackim dyplomem i straszyć korsarskimi pieczątkami na łapkach.





Nie powiem, złupiło się to i owo, powrzeszczało na szczury lądowe na molo. Specjalnie na tę okazję założyłam marynarską bransoletkę. Niech drżą! ARRA!


wtorek, 22 lipca 2014

Wspominki z Krasnegostawu

Jak dobrze ruszyć się z domu po wielu miesiącach nieruszania. I to z rozmachem! Plecaczek na plecy, walizka w łapkę i wio do Krasnegostawu na I Zjazd Twórczo Zakręconych. Trzeba było rano wstać, autobus odchodził o 7:15.


Na miejscu - śliczne, stare miasteczko, piękna szkoła, mnóstwo ludzi, a cudów ile w środku!


Kto chciał, mógł pobuszować po stoiskach różnych firm i zaopatrzyć się w różności do mnóstwa technik, wliczając takie, które dotąd znałam tylko ze słyszenia, jak Powertex albo osikowe płatki, albo grubaśne włóczki i szydełka do zpaghetti, czy różne substancje w słoiczkach i obrazki na bibułkach do decoupage.

  
Przede wszystkim jednak było to spotkanie Maniaków i Maniaczek, zakręconych na punkcie ręcznych prac. I nauka, bo zasadniczą częścią zjazdu były warsztaty różnych technik. Co kto chciał - możliwości było mnóstwo. Mogę się pochwalić, że i ja dołożyłam swoją cegiełkę. Prowadziłam warsztaty koronki pętelkowej. Jak przypuszczam, historyczne, bo pierwsze w Polsce. Jeśli wcześniej coś takiego się u nas odbyło, proszę o wiadomość, jestem ciekawa!

Ulokowano nas w sali chemicznej: 


Trafiły mi się dwie fantastyczne grupy, jedna bardzo zaawansowana, gdzie panie w lot wszystko pojmowały, druga też doskonała, pięknie opanowała materiał. Pozostały mi takie próbki i skrawki, na których tłumaczyłam różne elementy:


Ogromnie żałuję, że trzeba było wracać do domu przed końcem imprezy, bo w planach było jeszcze wesele siennickie, "z tańcami, hulankami i regionalnym poczęstunkiem", a potem jarmark na rynku Krasnegostawu, gdzie było gwarno, rojno i kolorowo. Mnie pozostał spacer przez miasteczko i podziwianie widoków. Jest tam ślicznie, a ze wszystkiego chyba największe wrażenie wywarł na mnie kościół:








No i cóż, spacer skończył się na placyku, z którego odjeżdżają busy do Lublina. W cieniu drzemały miejscowe koty, a ja, czekając na bus, robiłam próbkę świeżo zdobytego kordonka DMC, najcieńszego, jaki był na stoisku. 


Co przyjemne, to trwa krótko! Aby do następnego razu, w planach jest Ustroń, już w październiku.

wtorek, 1 lipca 2014

Nowy haft

Umarł król, niech żyje król! - mogłabym powiedzieć. Puste tamborki w domu? Sytuacja niedopuszczalna. W związku z tym ogłaszam, że wyciągnęłam na światło dzienne muliny tudzież schemat z gazetki do "Zimowej rzeki", i to jest tamborek nr 1:


Na drugim siedzi kwadracik na poduszki-celinki. Na razie bez zdjęcia.

A Blogger jest brzydki i Picasa paskudna, bo uparły się, że będą mi robić korektę barw na zdjęciach! I nagle białe płótno na tamborku zrobiło się żarówiasto-ultrafioletowe, koszmar! Nie wiem, w co mam kliknąć, żeby przemówić Googlowi do rozsądku. To moje zdjęcia i moje kolory, i wara od nich bezmózgim automatom.